Uczynić wszystko nowym – czy właśnie to nie jest szczyt marzeń każdego buntownika? Można nawet zostawić stare słowa i instytucje, ale tak zmienić ich istotę i sens, żeby stały się czymś zupełnie innym. Mają oni nie tylko odwieczne marzenia, ale też i wrogów. Jedną z takich skał, o które rozbijają się fale wszystkich utopii, wystających ponad poziom wód każdej z rewolucji, jest małżeństwo. Czego już tu nie wymyślano. Próbowano zastąpić je czasowym kontraktem albo chociaż osłabić wprowadzeniem cywilnych rozwodów. A najlepiej w ogóle wyeliminować jako kulturowy przeżytek, pozostałość zabobonu monogamii. Nierozerwalny związek dwojga ludzi, do tego rzeczywistość stworzona samowolnie przez nich samych. Nieodwołalność wynikająca z wolności woli – czy może być bardziej słona sól w oku planistów każdego z nowych, wspaniałych światów? Coś równie nieprzewidywalnego, a jednocześnie stawiającego twardszy opór ich zakusom? I przy tym wszystkim, co z punktu widzenia każdej utopii już w ogóle najgorsze, nie ma czegoś równie realistycznego jak małżeństwo właśnie.