W „Objawach" autor uparcie przeciwstawia się modom, bo te przychodzą i mijają, tymczasem staroświecki uścisk dłoni wyraża więcej wdzięczności niż grzecznościowe, politycznie zorientowane, poprawne, słowa. Stoi po stronie tradycji, czyli umiejętnie wsłuchuje się w przeszłe echa, aby niektórym przesłaniom zbudować nowy kontekst, by wciąż mogły brzmieć, bo ważą i ciążą nie mniej niż duch wpisany w cielesne igraszki.
Kass zżyma się na rynsztokowy język dzisiejszej debaty publicznej, na infantylne obyczaje świata z krótkim terminem ważności, który tak często odbija się czkawką. Ta poezja mówi rzeczy mądre, czyli niepopularne. Błyśnie erudycją, czyli raczej się nie popisze. Będzie skłaniała do medytacji, dlatego nie spotka się z należytą uwagą. Powie, że nic nie zasługuje na pogardę, co najwyżej na trefne szyderstwo. Że godni pożałowania są ludzie redukujący siebie do potrzeb i upodobań, a cierpią na chroniczny deficyt natchnienia do życia.