Do wyborów samorządowych jeszcze ponad rok, ale prekampania w Warszawie już trwa. Nie zmienia tego fakt, że kandydatów największych partii – PO i PiS – poznamy dopiero za kilka miesięcy. Jak wynika z naszych informacji, w PiS decyzja zapadnie dopiero w styczniu. Dwóch potencjalnych kandydatów to Patryk Jaki i Stanisław Karczewski. Politycy PO otwarcie deklarują, że wybór między Rafałem Trzaskowskim a Andrzejem Halickim zostanie dokonany i ogłoszony dopiero po zakończeniu wyborów wewnętrznych w partii, czyli w drugiej połowie grudnia.

Ale mimo tego, że w jednej i drugiej partii trwają swoiste prawybory, sytuacja obydwu ugrupowań i ich potencjalnych kandydatów nie jest taka sama. Wystarczy spojrzeć na wydarzenia ostatnich dni. Gdy tylko Rafał Trzaskowski zadeklarował, że jest gotowy startować, oraz – co ważniejsze – delikatnie próbował odciąć się od prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, spotkał się z błyskawiczną kontrą szefa komisji weryfikacyjnej Patryka Jakiego.

– Mam inne priorytety niż Gronkiewicz-Waltz, jestem innym człowiekiem – powiedział we wtorek Trzaskowski. Kilka godzin później na konferencji prasowej Jaki stwierdził, że wygrana Trzaskowskiego oznacza „czwartą kadencję Hanny Gronkiewicz-Waltz". Politycy PO deklarują, że kampania nie powinna toczyć się na gruncie reprywatyzacji – toksycznego w świetle działań komisji weryfikacyjnej dla nich zagadnienia – ale raczej na temat wizji miasta i przyszłości. Jednak brak kandydata działa w tej chwili wyraźnie na niekorzyść największej partii opozycyjnej. Trzaskowskiemu trudno mówić o swojej wizji, gdy nie ma nominacji partii. Inaczej jest z PiS.

Niezależnie od tego, czy kandydatem będzie Jaki czy Karczewski, cel jest prosty: skleić w oczach wyborców PO nie tylko z reprywatyzacją, ale też z Hanną Gronkiewicz-Waltz i jej postawą. Tu komisja weryfikacyjna – też ze względu na postawę prezydent – działa znakomicie. Nawet partyjni koledzy prezydent Warszawy przyznają, że „nieobecni nie mają racji". A będzie jeszcze trudniej, bo zbliża się rozprawa dotycząca symbolicznego adresu – Noakowskiego 16. Na korzyść PiS działa prawdopodobne rozbicie opozycji. Swojego kandydata będą mieć PO, Nowoczesna, SLD, Partia Razem, ruchy miejskie. Po prawej stronie od PiS będzie tylko kandydat Kukiza i ewentualnie Partii Wolność.

To oczywiście nie oznacza jeszcze, że na rok przed wyborami można uznać PiS za faworyta. Ale postawa prezydent Warszawy i fakt, że PO późno zaprezentuje swojego kandydata, sprawia, że szanse PiS z każdym dniem wyglądają coraz lepiej. Przynajmniej do chwili rozpoczęcia przez PO kampanii w Warszawie z wybranym już kandydatem. O ile nie będzie wtedy za późno. Bo grunt do porażki partii Schetyny jest już przygotowany.