Krzysztof Rogala o kredytach frankowych: Klienci banków pozbawieni wyboru

Pierwsze banki zaczynają przyznawać, że są potrzebne rozwiązania dla frankowiczów. Oby inni, w tym odznaczeni bankowymi medalami profesorowie, myśleli podobnie – pisze prawnik.

Aktualizacja: 01.03.2017 11:36 Publikacja: 01.03.2017 07:51

Krzysztof Rogala o kredytach frankowych: Klienci banków pozbawieni wyboru

Foto: 123RF

Zapewne wrodzona skromność nie pozwoliła profesorowi Cezaremu Kosikowskiemu zaznaczyć w tekście opublikowanym w „Rzeczpospolitej" 27 stycznia br., że w 2016 r. otrzymał od Związku Banków Polskich Medal Mikołaja Kopernika. Serdecznie gratuluję profesorowi owego cennego wyróżnienia! Można z tego domniemywać, że bezsprzecznie jest osobą wiedzącą, jak bezpiecznie prowadzić biznes bankowy w Polsce.

Celowo nie będę odnosić się wprost, do przytoczonych w tekście profesora stwierdzeń o kołach ratunkowych i aktywności sektora bankowego, tudzież innych instytucji w pomocy kredytobiorcom (aż się prosi przypomnieć słowa przypisywane niesłusznie Marii Antoninie: „Nie mają chleba, niech jedzą ciastka!"), gdyż pozorność tych działań jest powszechnie znana, a byłych i aktualnych przedstawicieli tych instytucji mamy okazję oglądać przed komisją śledczą ds. Amber Gold. Można jedynie liczyć, że wszyscy widzowie podążają za naukami pisma i skoro mają uszy, to słuchają i dodatkowo wyciągają odpowiednie wnioski.

Obowiązki ustawodawcy

Profesor wskazuje, że stanowisko doktryny prawa o niedopuszczalności ustawowej interwencji w stosunki cywilnoprawne regulowane umowami kredytowymi wielokrotnie podzielał Trybunał Konstytucyjny. Zdaniem profesora już w wyrokach z 1992 r. (okres po gwałtownej inflacji) Trybunał przyjął, że ingerencja w stosunki umowne jest możliwa tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy świadczenia jednej ze stron umowy są w rażący sposób nieekwiwalentne i uderzają w konstytucyjne prawa innych podmiotów. Czas zatem na posłużenie się bezpośrednio ustami ustawy zasadniczej. Zgodnie z art. 76 Konstytucji RP „władze publiczne chronią konsumentów, użytkowników i najemców przed działaniami zagrażającymi ich zdrowiu, prywatności i bezpieczeństwu oraz przed nieuczciwymi praktykami rynkowymi. Zakres tej ochrony określa ustawa".

W jednym z komentarzy do konstytucji możemy przeczytać, że celem art. 76 jest zapewnienie ochrony „wszelkim podmiotom, w szczególności osobom fizycznym", jako słabszej stronie w stosunkach rynkowych (tak TK w wyroku z 13 września 2005 r., K 38/04), a ponadto, że przepis ten chroni podmioty, które w szczególności w stosunkach prywatnoprawnych, w relacji z innymi podmiotami, są stroną strukturalnie słabszą, jeśli chodzi o pozycję rynkową, ekonomiczną, negocjacyjną oraz w zakresie dostępu do informacji. Dotyczy to zwłaszcza stosunków z profesjonalistą, które charakteryzują się asymetrią pozycji rynkowej i informacji. Adresatem nakazu ochrony są władze publiczne. W pierwszej kolejności nakaz jest skierowany do ustawodawcy. Obowiązek zapewnienia stosownej ochrony spoczywa jednak na każdym organie i instytucji, której właściwość obejmuje kwestie dotyczące konsumentów, użytkowników i najemców, a więc także na organach władzy wykonawczej i na sądach w procesie stosowania prawa.

Z powyższego wyraźnie wynika, że ustawodawca ma nie tylko prawo, ale również konstytucyjny obowiązek podjęcia ingerencji ustawowej w celu zapewnienia ochrony wszelkim podmiotom, w szczególności osobom fizycznym, które w stosunkach prywatnoprawnych, w relacji z innymi podmiotami, są stroną strukturalnie słabszą, jeśli chodzi o pozycję rynkową, ekonomiczną, negocjacyjną.

Czyżbym zatem czytał inną konstytucję niż profesor? Skoro, jak twierdzi profesor, niedopuszczalna jest interwencja ustawowa w stosunki cywilnoprawne, dlaczego próbuje wsadzić na minę prezydenta, proponując – jako w miarę honorowe wyjście z potrzasku – zgłoszenie projektu ustawy frankowej do Sejmu?!

Także twierdzenie o braku zagrożenia dla sektora oraz kredytobiorców z powodu wzrostu kursu franka pozostawiamy bez komentarza, cytując jedynie fragment raportu kwartalnego ING Banku Śląskiego SA z 2 lutego br. dotyczącego IV kwartału 2016 r. Na stronie 24 tegoż raportu czytamy: „Na dzień 31.12.2016 r. Bank posiadał portfel detalicznych kredytów hipotecznych w CHF w wysokości 1,3 mld zł (308,4 mln CHF). Zdaniem Zarządu Banku, portfel ten charakteryzuje się podwyższonym ryzykiem kredytowym związanym z CHF, które będzie się materializować w przypadku istotnego osłabienia PLN w stosunku do CHF lub utrzymywania się osłabionego kursu PLN w stosunku do CHF. Zarząd Banku uważa, że obecnie utrzymująca się relacja kursu CHF wobec PLN może negatywnie wpłynąć na zdolność kredytobiorców do spłaty swoich zobowiązań. Historyczne dane/parametry dotyczące opisywanego portfela, nie odzwierciedlają w sposób wystarczający ryzyka kredytowego związanego z CHF, które może się materializować w oczekiwanych przyszłych przepływach pieniężnych w okresie ujawnienia straty (LIP)".

Nie mieli szans

Okazuje się więc, że dotychczasowy model oceny ryzyka kredytowego trzeba będzie poprawić! Bo stosowany przez instytucję finansową, a więc profesjonalistę zajmującego się zawodowo oceną ryzyka kredytowego, nieadekwatnie oceniał ryzyko. Skoro instytucja finansowa przyznaje, że „historyczne dane/parametry dotyczące opisywanego portfela nie odzwierciedlają w sposób wystarczający ryzyka kredytowego związanego z CHF", to w jaki sposób ryzyko takie mógł prawidłowo ocenić i zważyć zwykły obywatel ubiegający się o kredyt?

Nie ulega wątpliwości, że podpisał umowę wraz z wszelkimi wymaganymi formułami potwierdzającymi, że w pełni rozumie i akceptuje wszelkie ryzyka związane z umową, w tym ryzyko kursowe. Odpowiedź na pytanie, czy obie strony umów o kredyt odnoszony do waluty obcej w pełni zdawały sobie sprawę z tego, co sprzedają i co kupują, jest już całkowicie jasna, zaś same instytucje finansowe zaczynają to wprost przyznawać.

Pytanie, czy to jedyny bank, który przyznaje się do błędów w formułowaniu modelu oceny ryzyka kredytowego. Bo jeśli w innych jest podobnie, trzeba 31 mln dodatkowych odpisów ING Banku Śląskiego pomnożyć przez 110 i uzyskujemy 3,5 mld w skali całego sektora, a to już coś więcej niż niewielka ekspozycja.

Od 1 stycznia 2018 r. wejdzie w życie nowy standard rachunkowości instrumentów finansowych – MSSF 9, który wprowadzi nowy model kalkulowania rezerw. Wymagać będzie oceny oczekiwanych strat oraz analizy zmian w poziomie ryzyka niespłacalności. Sytuacja, w której nastąpi znaczący wzrost ryzyka kredytowego w danym okresie, skutkować będzie musiała od razu rozpoznaniem rezerw w oczekiwanej wartości wszystkich strat kredytowych z portfela.

Te nowe zasady spowodują dużo wcześniejszą konieczność rozważania zawiązywania rezerw, a czynnikiem je wywołującym w przypadku kredytów frankowych będzie jakiekolwiek osłabienie złotego, zmiany na rynku nieruchomości lub kombinacja tych faktów.

Jeżeli osłabienie złotego sprawi, iż spłacanie kredytów frankowych może okazać się trudniejsze, nastąpi znaczący wzrost ryzyka kredytowego, co spowoduje konieczność natychmiastowego uzupełnienia rezerw. Czy ruch ING nie jest przygotowaniem i próbą łagodnego przejścia na nowe zasady? Nowy standard wyceny i klasyfikacji instrumentów finansowych najprawdopodobniej doprowadzi do zwiększenia poziomu rezerw dla portfeli walutowych i być może prace KNF nad zwiększeniem wag ryzyka okażą się zbędne.

Wbrew temu, co pisze profesor, problem kredytów frankowych nie został rozwiązany, w szczególności nie rozwiązała go ustawa o wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy. W lipcu 2016 r. BGK informował, że banki wypłaciły do tego czasu kredytobiorcom hipotecznym 6,6 mln zł i zarejestrowały w sumie 293 umowy.

Można powiedzieć, że sytuacja ta pokazuje, że nie ma potrzeby szukać rozwiązania problemu, który nie istnieje, skoro kredyty te są spłacane, a klienci sami sobie dobrze radzą. Nie mówi się jednak o tym, że kredyty te są tak dobrze obsługiwane, bo każdy klient z obawy przed odebraniem mu mieszkania czy domu odmówi sobie wszystkiego, byleby tylko jego rodzina nie straciła dachu nad głową.

Szkoda, że eksperci czy też przedstawiciele nauki wypowiadający się w sprawach frankowych pomijają milczeniem fakt, że w sprawach tych mamy do czynienia z wyraźnie kształtującą się linią orzeczniczą, bardzo korzystną w skutkach dla klientów. Jakoś nikt nie odważy się publicznie podjąć krytyki zapadających w kolejnych sprawach wyroków. Jeśli wszystko było prowadzone zgodnie z prawem, to skąd sądy biorą podstawy do stwierdzenia abuzywności poszczególnych klauzul umownych?

Dodajmy, że sama jesień 2016 r. to około ośmiu wygranych spraw dotyczących bezskuteczności klauzul indeksacyjnych w umowach kredytowych, dochodzą do tego równie liczne wygrane sprawy obejmujące klauzule zmiennego oprocentowania, nie mówiąc już o abuzywności ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. Zaraz pojawią się głosy, że nie można brać poważnie ośmiu czy nawet 20 wyroków sądowych, i to pierwszoinstancyjnych. Głosom tym można odpowiedzieć, że po pierwsze, wyroki w tych indywidualnych sprawach są próbką, obrazem oceny prawnej nie tej jednej konkretnej sprawy, lecz danego wzorca umownego stosowanego przez dany bank.

Chyba nikt nie ośmieli się zaprzeczyć temu, że żadna umowa nie była indywidualnie negocjowana i wzorzec zastosowany w przypadku klienta X był stosowany na identycznych warunkach również w przypadku klienta Y czy Z. Po drugie, nadchodzi czas na pojawianie się wyroków sądów drugiej instancji. Przykładem jest choćby orzeczenie warszawskiego Sądu Okręgowego z 28 września 2016 r. (sygn. akt XXVII Ca 678/16) uznającego apelację powodów (klientów banku) za zasadną i unieważniającego umowę kredytu z uwagi na wyłączenie z niej niezbędnego dla tego rodzaju umów elementu w postaci ustalenia wysokości oprocentowania. Na marginesie dodać można, że wskazany Sąd Okręgowy w uzasadnieniu wyroku wyraźnie i zdecydowanie odrzucił poglądy wyrażone w przywołanym przez profesora orzeczeniu Sądu Najwyższego z 19 marca 2015 r. Zresztą, orzeczenie to spotkało się z niejedną krytyką, zarówno ze strony judykatury, jak i środowiska nauki.

Po tym wprowadzeniu proponuję profesorowi małe ćwiczenie z pogranicza prawa i biznesu.

Na wstępie skorzystam z nieznośnej bankowej maniery każącej bankom oferować usługi finansowe jako „produkty bankowe". Zakładamy, że produktem takim jest kredyt hipoteczny indeksowany lub denominowany do waluty obcej. Teraz kilka niekontrowersyjnych założeń.

Choć niebezpieczny, to jednak poza paragrafami

Zakładamy, że bank w zakresie swojej działalności gospodarczej wytwarza produkt, o którym była mowa wyżej. Wprowadza go do obrotu, czyli oferuje go potencjalnym klientom – zmasowaną kampanią reklamową, której towarzyszą uspokajające wypowiedzi medialnych „ekspertów" zachwalających produkt jako w pełni bezpieczny. Po jakimś czasie okazuje się, że produkt staje się dla klienta niebezpieczny, zaczyna on ponosić koszty, których nie przewidywał. Bank mimo to stwierdza, że wszystko jest w porządku i nie ma podstaw do kwestionowania jego nienagannego produktu.

A gdyby bank produkował także samobieżne odkurzacze, obowiązkowo nabywane wraz z kredytem jako element wyposażenia wymarzonego mieszkania? Taki odkurzacz stanowiłby cześć składową mieszkania, co skutkowałoby tym, że nie można mieszkania zbyć bez tego odkurzacza. Takie nienegocjowalne dla konsumenta postanowienie umowne. Odkurzacz działa normalnie, nie zaprząta sobą uwagi właścicieli. Jednak po pewnym czasie okazuje się, że raz do roku włącza się w nim, nie wiadomo dlaczego, funkcja totalnego niszczenia parkietu. Efektem jest konieczność wydania sporej kwoty na doprowadzenie parkietu do stanu poprzedniego. Właściciele mieszkania (i odkurzacza) zaczynają zauważać, że wiążąca ich z bankiem umowa zaczyna kosztować o wiele więcej, niż zakładali. Udają się do „swojego" banku i grzecznie proszą o pomoc w pozbyciu się lub naprawie odkurzacza. Bank równie grzecznie odpowiada, że wszystko jest w porządku, a odkurzacz należy do kredytobiorców, a nie do banku. Na uwagę, że został im przecież sprzedany przez bank, odpowiedzią jest, że wiedzieli co kupują.

Gdybyśmy oceniali niebezpieczną rzecz w postaci odkurzacza, moglibyśmy sięgnąć wprost do przepisów kodeksu cywilnego i stwierdzić, że wytwórca odkurzacza ponosi odpowiedzialność za szkody przez niego wyrządzone. Jeżeli chcieć przełożyć to postanowienie na grunt produktu, jakim jest kredyt indeksowany lub denominowany w walucie, można zacząć się zastanawiać, czy banki w prawidłowy sposób uwzględniły stan nauki i techniki w momencie, gdy wprowadzały produkt do obrotu. Czy oceniając sytuację, zachowały regułę należytej staranności, podwyższonej zawodowym charakterem prowadzonej działalności? W przypadku niebezpiecznego produktu w postaci kredytu odnoszonego do waluty obcej nie znajdujemy niestety odpowiednich regulacji w obecnie obowiązującym porządku prawnym.

Pierwsza jaskółka

Jeśli na spokojnie przeanalizujemy sytuację zarówno banku, jak i kredytobiorców, możemy uznać, że mamy do czynienia z sytuacją nadzwyczajnej zmiany stosunku prawnego, o której mowa w art. 3571 k.c., wywołaną bardzo istotnym wzrostem kursów walut.

Potrzeba ponownego ukształtowania tego stosunku była punktem wyjścia projektu prezydenckiego ze stycznia 2016 r. i konsekwentnie pojawienia się „kursu sprawiedliwego". Mechanizm ten zrównywał także wobec siebie kredytobiorców walutowych i złotowych, co było jego dodatkową zaletą. Tamta propozycja nie zadowalała w pełni nikogo. Ani tych, którzy uważają, że nie mają żadnych kredytów walutowych, ani oczywiście banków, ani tych, którzy uważają, że nie będą „dopłacać" do frankowiczów. Nikt do nikogo nie miał dopłacać, a już na pewno nie z pieniędzy budżetowych! W przeciwieństwie do upadłości choćby jednego średniej wielkości banku z dużym udziałem aktywów walutowych. Uważam, że tamta propozycja jest najlepsza z możliwych.

Biorąc zaś pod uwagę, co się dzieje obecnie na rynkach finansowych w poszczególnych państwach Unii Europejskiej, jest prawie pewne, że nieprofesjonalni gracze mogą jeszcze w przyszłości mocno odczuć ruchy walut. Wydaje mi się również, że zaprezentowana wcześniej analogia jest dość czytelna. Konkluzja jest taka, że gdyby banki oferowały realne produkty, sytuacja klientów byłaby o niebo lepsza. Czy więc nie jest to właśnie miejsce i moment na interwencję ustawodawcy?

Na zakończenie zacytuję jeszcze wypowiedź prezesa ING Banku Śląskiego Brunona Bartkiewicza, który stwierdził: „Od lat mówimy o rozwiązaniu dla frankowiczów, więc dobrze byłoby je wreszcie przyjąć. Przynajmniej zniknie jeden z elementów niepewności. Gorzkie pigułki trzeba przełykać. Nie można tego odkładać, bo te pigułki stają się z czasem jeszcze bardziej gorzkie i większe". Może to jednak wiosna dla środowiska bankowego! Choć wiadomo, że jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Autor jest prawnikiem, współtwórcą mechanizmu kursu sprawiedliwego zawartego w prezydenckim projekcie ze stycznia 2016 r.

Zapewne wrodzona skromność nie pozwoliła profesorowi Cezaremu Kosikowskiemu zaznaczyć w tekście opublikowanym w „Rzeczpospolitej" 27 stycznia br., że w 2016 r. otrzymał od Związku Banków Polskich Medal Mikołaja Kopernika. Serdecznie gratuluję profesorowi owego cennego wyróżnienia! Można z tego domniemywać, że bezsprzecznie jest osobą wiedzącą, jak bezpiecznie prowadzić biznes bankowy w Polsce.

Celowo nie będę odnosić się wprost, do przytoczonych w tekście profesora stwierdzeń o kołach ratunkowych i aktywności sektora bankowego, tudzież innych instytucji w pomocy kredytobiorcom (aż się prosi przypomnieć słowa przypisywane niesłusznie Marii Antoninie: „Nie mają chleba, niech jedzą ciastka!"), gdyż pozorność tych działań jest powszechnie znana, a byłych i aktualnych przedstawicieli tych instytucji mamy okazję oglądać przed komisją śledczą ds. Amber Gold. Można jedynie liczyć, że wszyscy widzowie podążają za naukami pisma i skoro mają uszy, to słuchają i dodatkowo wyciągają odpowiednie wnioski.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA