W Polsce polityka rodzinna nie istnieje. Zamiast tego mamy do czynienia albo z polityką „nic wam nie damy, bo nie mamy", albo „damy wam parę groszy, więc i tak jesteśmy lepsi niż tamci". Efekt? Dzietność szorująca od wielu lat w dole skali spada jeszcze bardziej. I to nie doraźnie, bo systematycznie ubywa kobiet w wieku rozrodczym, więc po prostu nie ma kto zachodzić w ciążę, a im bardziej nie ma kto, tym bardziej nie będzie chętnych w przyszłości. Po prostu się nie urodzą.

Kiedy PiS na początku swoich rządów wprowadzało program 500+, zapowiadało, że zapewni w ten sposób przyrost naturalny na miarę baby boomu w USA sprzed 60 lat. Tak się nie stało. Wyraźnie decyzje o założeniu rodziny i rodzeniu dzieci nie zależą jedynie od pieniędzy. Gdyby władza zapytała o to demografów, usłyszałaby pewnie, że są to trendy pokoleniowe i że najbardziej liczy się w nich bezpieczeństwo. Nie tylko kasa, ale zdrowie rodzącej, opieka nad nią, standardy opieki okołoporodowej, dostęp do ochrony zdrowia, możliwość wpływania na rozmiar rodziny przez antykoncepcję, opieka żłobkowa i przedszkolna, bezpłatna edukacja, dostęp do wakacyjnego wypoczynku, warunki mieszkaniowe, składki emerytalne płacone za matki... Elementów jest tyle, że rządzącym pewnie trudno zapamiętać. Łatwiej byłoby pójść na skróty i przyjrzeć się Polkom chętnie rodzącym dzieci na emigracji – np. na Wyspach Brytyjskich. Tam mogą, w kraju nie. Rząd wybrał jednak inną drogę i na wstępie zabrał dofinansowanie dla tych, którzy gotowi są przejść długą i bolesną procedurę, by mieć dzieci, czyli rodzicom decydującym się na zapłodnienie in vitro.

Dowiedz się więcej: Demograficzna zapaść. Program 500 plus nie pomaga

A za sprawą ostrego konfliktu o aborcję, rozpętanego z przyczyn czysto politycznych, władza pozbawiła kobiety resztek wiary w bezpieczeństwo zdrowotne rodzących. To paradoks, ale to przekonanie o własnej decyzyjności w sprawie ciąży powoduje, że kobiety nie boją się w ciążę zachodzić. Tak jak w – przywoływanej już – Wielkiej Brytanii.

Nie da się, choćby ktoś gotów był za to płacić (jak PiS), nikogo zmusić do prokreacji. Polityka rodzinna wymaga strategii i bezpieczeństwa. Nie pomaga w tym pandemia, której skutki dopiero zaczniemy odczuwać. Tym bardziej że spadającej liczbie urodzeń towarzyszy pnąca się w górę krzywa zgonów. I nie tylko Covid-19 jest tego przyczyną.