Rzeczniczka prezydenta Adamowicza: do końca wierzyłam, bo wiedziałam, że jest silny i da radę

Rzecznik prezydenta Adamowicza Magdalena Skorupka-Kaczmarek w rozmowie z Onetem wspomina ostatni dzień swojego szefa, ale i straszne chwile na Targu Węglowym, a później w szpitalu. Mówi też, jak wyglądałby poniedziałek z udziałem włodarza miasta, gdyby dzień wcześniej nie doszło do tego tragicznego w skutkach ataku.

Aktualizacja: 19.01.2019 09:32 Publikacja: 19.01.2019 09:26

Rzeczniczka prezydenta Adamowicza: do końca wierzyłam, bo wiedziałam, że jest silny i da radę

Foto: gdansk.pl/ Grzegorz Mehring

Piotr Olejarczyk, Onet: Jak wyglądała pani ostatnia rozmowa z prezydentem Adamowiczem?

Magdalena Skorupka-Kaczmarek, rzecznik prezydenta Pawła Adamowicza: Pytałam go, czy w niedzielę przed finałem WOŚP pójdzie też bronić sądów. Takie pytanie zadała mi jedna z dziennikarek. Odpowiedział, że oczywiście i zapytał, czy idę z nim. Nie mogłam, a on zażartował, że go porzucam. To była sympatyczna rozmowa, generalnie o tym, co prezydent będzie robił jeszcze tego dnia.

To była niedziela, godzina 17-18?

Nie, wcześniej. Później już tylko dzwoniłam do Michała, asystenta prezydenta. Pytałam, jaki jest rezultat zbiórki, bo też takie pytanie miałam od dziennikarzy. Nie chciałam już zawracać głowy samemu prezydentowi, bo wiedziałam, że kwestuje w mieście. I zadzwoniłam do jego asystenta.

A później, gdy byłam już w domu, odebrałam telefon od Michała. Wróciłam chwilę wcześniej z lotniska, na które odwoziłam męża, usiadłam na kanapie i czekałam na światełko do nieba z Gdańska. I wtedy odebrałam ten dramatyczny telefon. Zaczęłam jeszcze uspokajać Michała, bo nie sądziłam, że sytuacja jest tak straszna. Powiedziałam Michałowi, żeby poszedł do szefa, zajął się nim, a ja natychmiast się ubieram i przyjeżdżam. Wyjechałam z domu, dojechałam na Targ Węglowy. Po drodze odbierałam już telefony od dziennikarzy.

Między innymi ode mnie.

Tak. I jak pan wie, nie chciałam dziennikarzom jeszcze za wiele mówić. Odbierałam też telefony od znajomych, którzy byli tam na miejscu. Dzwonili do mnie, chcąc mnie o tym wszystkim poinformować. Byli przerażeni, trochę spanikowani. Dojechałam na Targ Węglowy, udało mi się dojść do służb. Wiedziałam już, że prezydent jest reanimowany. Zapytałam, gdzie będzie jechał do szpitala. Został zabrany karetką, a ja pojechałam od razu za nim. I też nie mówiłam wtedy dziennikarzom, gdzie prezydent jedzie. Zdawałam sobie sprawę, że i tak państwo się dowiecie. Ale miałam takie poczucie, że powinnam tę prywatność prezydenta chronić.

Kiedy dowiedziała się pani od lekarzy o stanie prezydenta?

W szpitalu była już rodzina prezydenta i dowiadywaliśmy się najpierw od nich, jaka jest sytuacja. Brat prezydenta mówił nam, jaki jest stan pana prezydenta. Jak pan wie, pierwszą konferencję mieliśmy po godzinie 22 i to o czym mogliśmy państwa poinformować, przekazałam. Nie chcieliśmy też spowodować paniki. Dostawałam setki telefonów, nie wszystkie zdołałam odebrać, ale wszyscy już wiedzieli. Ta konferencja prasowa była po to, aby w rzetelny i klarowny, ale nieprzesadzony w emocjach sposób (bo i tak wszyscy byli już przerażeni) opowiedzieć o tym, co dzieje się w szpitalu.

Kiedy był moment, gdy poczuła pani, że nie ma już właściwie nadziei?

Do końca wierzyłam, bo wiedziałam, że jest silny i da radę. Chociaż zdawałam sobie sprawę, że jest źle. Później już wiedzieliśmy, że jest bardzo źle. Może to zabrzmi trochę pompatycznie, ale nadzieja zawsze umiera ostatnia. I tak było w tym przypadku. Chcieliśmy wierzyć w to, że prezydent z tego wyjdzie i że mu się uda. O momencie, gdy prezydent od nas odszedł, nie chcę rozmawiać.

Jakby wyglądał ten poniedziałek, gdyby nie doszło do tego strasznego ataku?

O godzinie 11 miała być konferencja prasowa, na której prezydent chciał pożegnać Wiesława Bielawskiego, swego wieloletniego zastępcę. Mieliśmy raz jeszcze porozmawiać razem z państwem z Piotrem Borawskim, który dołączył do prezydenckiego zespołu. A później o godzinie 13 mieliśmy dla państwa niespodziankę, następną konferencję, której nie było w rozpisce.

Co to miała być za niespodzianka?

To była taka konferencja, na której chcieliśmy państwu powiedzieć, że miasto Gdańsk kupi od Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego budynek obok Dworu Artusa. Nie czas i miejsce teraz, by wchodzić w szczegóły. Ale to miała być taka informacja i przynajmniej dla niektórych ważny news. 

Cała rozmowa na Onet.pl

Piotr Olejarczyk, Onet: Jak wyglądała pani ostatnia rozmowa z prezydentem Adamowiczem?

Magdalena Skorupka-Kaczmarek, rzecznik prezydenta Pawła Adamowicza: Pytałam go, czy w niedzielę przed finałem WOŚP pójdzie też bronić sądów. Takie pytanie zadała mi jedna z dziennikarek. Odpowiedział, że oczywiście i zapytał, czy idę z nim. Nie mogłam, a on zażartował, że go porzucam. To była sympatyczna rozmowa, generalnie o tym, co prezydent będzie robił jeszcze tego dnia.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?