#RZECZoPOLITYCE: Tomasz Zimoch o dopingu w Rio
- Moje kompetencje w porównaniu z ludźmi, którzy zawodowo zajmują się prawem są znikome, ale uważałem za swój obowiązek zajęcie stanowiska w tej sprawie - mówił Zimoch o wywiadzie, którego udzielił Magdalenie Rigamonti z "Dziennika gazety prawnej", a przez który w efekcie stracił pracę w Polskim Radiu. Wypowiedział się w nim m.in. na temat sporu wokół TK, popierając prezesa Rzeplińskiego.
- Prezes jest dla mnie bohaterem. To przykład świetnego prawnika i świetnego prezesa TK. to my mamy małą świadomość prawną, że nie potrafimy, my dziennikarze, rzetelnie przedstawić tego, co konstytucja gwarantuje Trybunałowi - mówił Zimoch. - Jeśli się o TK w sposób lekceważący wypowiada, u wielu osób wywołuje to poczucie, że to instytucja, w której dzieje się źle i która łamie prawo. Najgorzej, gdy wypowiadają się w tej sprawie ci, którzy nie mają pojęcia o prawie, a wypełniają jedynie partyjne polecenia.
- Sposób, w jaki ci ludzie się wypowiadają, to rodzaj rewolucji na miarę negowania przewrotu kopernikańskiego. Wypowiedzi prawniczych autorytetów są wyśmiewane i lekceważone, a politycy niszczą podstawy demokratycznego państwa. A to niszczy autorytet państwa - twierdzi Zimoch. - Jak mogę w takiej sytuacji milczeć?
- W różnych sytuacjach, nawet sportowych, odzywa się we mnie dusza prawnika. Czasem przychodziło mi do głowy, żeby wrócić do tego zawodu. Chciałbym być obrońcą Lance'a Armstronga. Zawsze go broniłem, a uważam, że każdy ma prawo do obrony, choć spowodował, że straciłem resztki zaufania do sportowców - mówił Zimoch.
- Broniłbym też braci Zielińskich - zapewnił gość Jacka Nizinkiewicza. - Bo jeśli twierdzą, że ktoś ich wrobił, mówię: sprawdzam. Trzeba to sprawdzić od początku do końca. Z drugiej strony - sportowcy nie powinni mówić takich rzeczy, które budą u nas uśmiech politowania. Bracia Zielińscy muszą zdawać sobie sprawę z tego, ze mogli być 5 minut w wiosce olimpijskiej, a mogli zostać podani kontroli, na przykład.