Polski rząd wciąż nie zdecydował, czy przed wakacjami wprowadzi specjalne restrykcje dla osób podróżujących z Wielkiej Brytanii czy Niemiec, gdzie rozprzestrzenia się bardzo zaraźliwy wariant koronawirusa o nazwie Delta. Pięciodniową kwarantannę dla osób przybywających z Wysp (także tych zaszczepionych i z testem negatywnym na Covid-19) wprowadził właśnie włoski rząd, a w Portugalii w miniony weekend obłożono całkowitym lockdownem Lizbonę, która notuje wysoki wskaźnik zakażeń.
Kolejny błąd
Spóźnione decyzje polskiego rządu przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia spowodowały tragiczne w skutkach konsekwencje – trzecią, najtragiczniejszą w skutkach falę Covid-19. Pozwolono wtedy w całkowicie niekontrolowany sposób 10 tysiącom rodaków przylatujących do kraju z Wielkiej Brytanii, gdzie szalał brytyjski wariant, rozjechać się po Polsce – zaproponowano darmowe testy na granicy, z których skorzystało zaledwie 2,5 tys. podróżnych.
Dziś przyjezdni z tego kierunku muszą wykazać się na granicy negatywnym wynikiem testu, choć jak od dawna przestrzegają eksperci, nie daje to żadnej pewności, że ktoś jest zdrowy. Test wykazuje jedynie, że w chwili pobrania wymazu osoba ta nie była zakażona. Poza tym polski rząd nie wydał także żadnych regulacji, by wskazać, które testy honoruje, a które wyklucza.
Tymczasem z danych Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej dla „Rzeczpospolitej" wynika, że od dziś do 1 sierpnia linie lotnicze zarezerwowały już blisko 4 tys. lotów na trasie Wielka Brytania–Polska (w obie strony) – pokazuje to jak wielkie jest zainteresowanie tym kierunkiem w wakacje. Na Wyspach mieszka bowiem największa polska emigracja, którą szacuje się na ok. 800 tys. osób.
Pochodzący z Indii wariant Delta jest w 80 krajach (według WHO), w tym w Polsce. Na razie u nas zakażeń jest mało (w poniedziałek odnotowaliśmy w kraju zaledwie 73 nowe przypadki). Najwięcej zakażeń Deltą jest w Wielkiej Brytanii – kilkanaście tysięcy dziennie. Brytyjski rząd zdecydował więc, że o miesiąc przesunie pełne otwarcie kraju po lockdownie.