W kraju, jak długi i szeroki, lament, że enfant terrible PiS, minister Przemysław Czarnek, chce skrzywdzić dzieci, zideologizować edukację, chwycić za twarz nauczycieli i wyrzucać ze szkół niepokornych dyrektorów. Sekunduje mu inny czarny charakter, minister Ziobro, pracujący nad przepisami, które mają umożliwić pakowanie za kraty wyrzuconych przez Czarnka dyrektorów.

W istocie, gdyby te przepisy weszły w życie, zrealizowałby się istny koszmar. Więzienia mogłyby się zapełnić ludźmi odpowiedzialnymi za zaproszenie do szkół działaczy LGBT albo zgodę na czytanie różnych Gombrowiczów czy innych, nie całkiem akceptowanych przez PiS autorów. Byłaby to istna noc, gorsza niż za sanacji, straszniejsza nawet niż za towarzysza Dżugaszwilego. Tyle że – drogi czytelniku – to raczej ściema, raczej niemożliwe. I to nie dlatego, że nie chcą tego ludzie z kręgu prezesa. Może i chcą, kilku pewnie – bardziej fanatycznych – o tym marzy. Ale prócz marzeń są jeszcze realia. No i polityka, która finalnie sprowadza się do arytmetyki sejmowej i prostego pytania o większość.

W sprawie tych zmian PiS zaś większości nie zdobędzie.

W Senacie jej nie ma, więc przeforsowanie tych regulacji, nawet z Andrzejem Dudą w Pałacu Prezydenckim, nie jest możliwe. Czyżby o tym w kręgach liderów PiS nie wiedziano? Żarty, prezes wie to świetnie. Także mądrzejsi z jego towarzyszy. Po co więc ta afera? Po co groźne miny byłego wojewody lubelskiego, to jego pomstowanie na LGBT, straszenie ciała pedagogicznego w całej rozciągłości, od Tatr do Bałtyku? Ano właśnie po to, by straszyć. Tego oczekuje elektorat partii prezesa. Przeciwnicy mają się bać, dyskutować o nadchodzącym zagrożeniu, a zwolennicy mieć satysfakcję, że PiS nie spuszcza z tonu. Licytuje wysoko. Planuje najsroższe działania, by nie dopuścić do zarażania Polaków zgubnym wirusem liberalno-lewicowo-LGBT-owskiej ideowości.

„Pies drapał, i tak się nie uda" – powtarzał w takich sytuacjach jeden z moich przodków. Może i drapał, ale zawsze można na koniec dnia wytłumaczyć się przed elektoratem: próbowaliśmy przynajmniej, ale się nie udało.