Typowe incydent trwa 2-5 minut. W prawie 50 proc. sprawca strzela sobie w głowę.
- Trzeba mieć wiedzę, co w takiej sytuacji zrobić a procedury przetrenować. Jeżeli są one tylko na papierze to w momencie ich wykonywania przychodzi mnóstwo problemów. W Polsce trening z ewakuacji odbywa się średnio raz do roku, a warto przynajmniej 4 razy. Im więcej potu na treningu, tym mniej krwi w boju - podkreślił Kruczyński.
Wydarzenia z innych zakątków świata to poradnik pisany krwią. - Nie po to zginęli ludzie, żebyśmy teraz mówili „to nas nie spotka". Przyjmijmy, że to kiedyś do nas przyjdzie. Wyciągnijmy wnioski, obserwujmy co robią inni i dostosujmy wytyczne do naszych możliwości. Musimy mieć procedury i one muszą żyć. Zamachowcy zawsze są krok do przodu, bo wybierają czas i sposób przeprowadzenia ataku. W momencie nieszczęścia musimy wiedzieć, co robić. Procedura powinna być krótka, nieskomplikowana, mieć maksymalnie kilka punktów – tłumaczył gość.
- Na naszych szkoleniach zaczynamy od prostych procedur. Omawiamy, co trzeba zrobić, a na końcu robimy praktykę. Trzeba na własnej skórze poczuć, że może być nieprzyjemnie. Gdy udzielają się emocje dochodzi się do wniosku, że nie jest to takie proste jak na prezentacji. Nawet kilka punktów w stresie jest wielkim wyzwaniem. Po uczciwym treningu dajemy gwarancję jako Instytut Bezpieczeństwa Społecznego, że w szkolonych zostaje szczepionka. Gdyby doszło do podobnego zdarzenia, to będzie im dużo łatwiej przeżyć, przetrwać i pokierować podopiecznymi – dodał.
Kruczyński zauważył, że jeśli ewakuacja nie jest przemyślana tworzą się wąskie gardła. Źle zaplanowany przepływ ludzi może spowodować wielką tragedię. Np. w Niemczech kilkadziesiąt osób zadusiło się wracając z koncertu.