Jacek Krawczyk jeszcze do ubiegłego roku był murowanym kandydatem na przewodniczącego Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego, ważnej instytucji doradczej reprezentującej europejskich pracodawców, pracobiorców i organizacje pozarządowe. Od 16 lat ceniony członek tego gremium, ostatnio jako szef grupy pracodawców. I to właśnie delegaci europejskich pracodawców w EKES wybrali go jako swojego kandydata na nowego przewodniczącego Komitetu. Zwykle to formalność: to pracodawcom przypada od października szefowanie EKES i ich kandydat normalnie zyskałby większość głosów, czyli także poparcie związków zawodowych i organizacji pozarządowych.

Ale Krawczyka w ubiegłym roku oskarżono o mobbing. OLAF, unijne biuro badające nadużycia w instytucjach UE, potwierdził zasadność postawionych zarzutów i 2 z 13 skarg zamienił na wnioski do prokuratury. Sprawę będzie prowadził organ w Brukseli. I choć obowiązuje domniemanie niewinności, to coraz mniej prawdopodobne staje się, żeby Krawczyk utrzymał się w roli kandydata do 20 października, czyli początku nowej kadencji EKES. Już w czerwcu do ustąpienia z roli kandydata oraz z szefowania grupie pracodawców wezwało go Biuro EKES, czyli najwyższa władza tej instytucji. Jednak zdaniem Krawczyka, a także popierających go organizacji pracodawców odbyło się to z naruszeniem regulaminu, bo wewnętrzne regulacje nie przewidują takich sankcji. Krawczyka broniła BusinessEurope, największa organizacja pracodawców prywatnych w UE. Jej członkiem jest Konfederacja Lewiatan, której Polak jest wiceprzewodniczącym. Polak zaskarżył decyzję Biura do unijnego sądu. – Nie widzę powodów, żeby rezygnować w obliczu pomówień – powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą". Zdecydowanie odrzuca oskarżenia OLAF, chce się bronić. I przekonuje też, że cała afera to efekt oporu wobec jego wizji prezydentury i zmian w tej skostniałej instytucji. I to nie przypadek, że zarzuty wypłynęły dopiero wtedy, gdy został kandydatem na szefa EKES.

Decyzję o kandydaturze podejmie grupa pracodawców i Polak zapowiedział, że się jej podporządkuje. Sytuacja mogłaby się zasadniczo zmienić, gdyby Polak w ogóle nie był członkiem EKES w nowej kadencji. Taka wersja wydarzeń stała się teraz dość prawdopodobna, ale wszystko zależy od polskiego rządu. Zgodnie z unijnym traktatem to on zgłasza listę kandydatów do EKES, wcześniej oczywiście uzgodnioną z pracodawcami, pracobiorcami i organizacjami pozarządowymi. Na polskiej liście jest Jacek Krawczyk, ale według naszych nieoficjalnych informacji zastrzeżenia zgłosiła Komisja Europejska, która tę listę opiniuje. Ostatecznie członków EKES mianuje unijna Rada i ta miała przekazać zastrzeżenia polskiemu rządowi. Jeśli on ustąpi, to Polak o stanowisko nie będzie już nawet mógł walczyć.