Projekty polskich banknotów

O czerwonym Waryńskim i zielonym Świerczewskim, odrzuceniu Chopina i polskich królach na polskich banknotach mówi Monice Janusz-Lorkowskiej ich projektant Andrzej Heidrich.

Publikacja: 23.12.2010 16:10

Projekty polskich banknotów

Foto: Forum, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Rz: Jako artysta musi się pan czuć wyjątkowo spełniony.

Andrzej Heidrich: Czemu pani tak uważa?

Pana grafiki są tak znane, oglądane codziennie od ponad 30 lat. Każdy nosi je przy sobie.

Ale mało kto zna ich autora! Poza tym niewiele osób poświęca uwagę banknotom.

Niemożliwe. Pieniądze fascynują wszystkich.

Ale nie detalicznie.

Chyba ma pan rację. Mój wykładowca na historii sztuki powiedział kiedyś: „Jeśli ktoś nie wie, jak wygląda rotunda św. Mikołaja w Cieszynie, romański zabytek w Polsce, niech zajrzy do portfela”. Okazało się, że nikt nie znał dwudziestozłotówki. O rotundzie św. Mikołaja nie wspomnę...

Właśnie. Bo w życiu jest tak, że pieniądze są, bo muszą być. Fajnie, jak jest ich dużo. Ale skąd się biorą? Jak się je robi? Kto za nimi stoi? I dlaczego wyglądają tak, a nie inaczej? Tym nie każdy się interesuje.

Brytyjczyk Banksy zrobił dowcip. Stworzył serię dziesięciofuntowych banknotów z wizerunkiem księżnej Diany zamiast królowej Elżbiety, a zamiast słów „Bank of England” napisał: „Banksy of England”. Pieniądze, dla żartu, rzucił w tłum. I weszły w obieg.

Najciekawsze w tej anegdocie jest to, że większość osób nie spostrzegła dowcipu. To potwierdza moje obserwacje. Ludzie nie zwracają uwagi na detale.

Widział pan fałszywki swoich pieniędzy?

O, bardzo dużo. Podczas współpracy z NBP mogłem oglądać wszystkie fałszywe banknoty przesyłane do banku przez policję. Wielokrotnie wprawiały mnie w zdumienie. Były podrabiane tak nieudolnie, że aż trudno było uwierzyć, że ktoś mógł je przyjąć w sklepowej kasie. Dziś mamy powszechnie dostępne drukarnie, graficzne programy komputerowe. A nie tak dawno temu zdarzyło się, że pieniądz był odręcznie odrysowywany. Kopiowany rozczulająco naiwnie. Nie można się było nie roześmiać, oglądając to dokładnie. Ale się przyjął!

W „Obsługiwałem angielskiego króla” Hrabala Jan Dziecię rozrzuca pieniądze i obserwuje, jak ludzie szybko, ukradkiem chowają je do kieszeni. Nie patrzą, czy prawdziwe.

Coś, co na odległość półtora metra lub na pierwszy rzut oka wygląda jak pieniądz, faktycznie może być bez wahania podniesione i schowane. A potem wydane.

Co decyduje, że pieniądz bierzemy za dobrą monetę?

Rozmiar, kolor, nominał, grubość papieru, ogólny zarys. Podobieństwo narysowanych kształtów musi dotyczyć głównych motywów.

Większość życia poświęcił pan banknotom.

Nie tylko banknotom. Przez 40 lat pracowałem w wydawnictwie Czytelnik. Zrobiłem ponad 2 tys. okładek, tworzyłem ilustracje, albumy, pocztówki, znaczki. Ale banknoty wzbudzają najwięcej emocji i zainteresowania. Pewnie dlatego, że dotyczą wszystkich. Poza tym projektowanie pieniędzy jest jedyne w swoim rodzaju. Wszystkie projekty stają się własnością NBP i trafiają do skarbca. Na banknotach zaakceptowanych jako obowiązujące muszą być zrobione gilosze, czyli tło, ryt głowy, nanoszone są też wszelkie zabezpieczenia. Przez to wygląd projektu się zmienia.

Znaku wodnego pan nie projektuje?

Projektuję. Przygotowywana jest specjalna matryca, pierwotnie w wosku, a potem na matrycy dla papierni. Ta nanoszona jest na sito, na którym robi się papier. Mam też wpływ na gilosz, którym jest zawiły ornament w różnorodnych kombinacjach, ale posiadający cechy uporządkowania. Takie tło trudno podrobić. W odpowiednich momentach ma słabszą kolorystykę. Jak tu, na tej niebieskiej pięćdziesięciozłotówce.

Tak, widzę. W tym giloszu jest też maleńka liczba „50” powtarzana wiele razy. I półokrągły napis „narodowybankpolski” w kolorze lila.

To jest mikrodruk. Często stosowany. Nominał musi się powtarzać na banknocie przynajmniej trzy razy. Z innych zabezpieczeń mamy też na papierowych pieniądzach korony i litery malowane farbą zmienną optycznie, także rektowerso, tzn. ta mała korona na awersie musi się idealnie pokrywać z tą na rewersie.

Szukam pańskiego dyskretnego podpisu na banknotach.

Nie znajdzie pani, nie ma.

Przecież jest to praktykowane.

W niektórych krajach tak, w niektórych nie. W Polsce przed wojną banknoty bywały podpisywane przez ich autora, Wacława Borowskiego, oraz rytownika – artystę, który przenosił projekt na staloryt. Dlatego swoje pierwsze pieniądze też podpisałem. Ale sprzeciwił się temu premier Jaroszewicz. Nie podobało mu się moje niemiecko brzmiące nazwisko. Nie podobały mu się też banknoty, które jako pierwsze zaproponowałem.

Dlaczego?

Bo były z wizerunkiem Chopina i Skłodowskiej-Curie. Pytał: „Dlaczego właśnie te postacie mają być na wymaganych nominałach? A dlaczego nie Waryński i Świerczewski?”. Później zaproponowane przeze mnie osoby weszły, oczywiście, ale najpierw musiałem rysować Świerczewskiego, Waryńskiego. I się nie podpisywać. I tak już zostało.

A jak doszło do tego, że pan zaczął projektować polskie pieniądze papierowe?

Pracę w Czytelniku rozpocząłem w 1951 roku. Uczyłem się wówczas w pracowni profesora Jana Marcina Szancera, który musiał wyrazić na nią zgodę. A w pracowni tej byli wtedy m.in. Jan Młodożeniec, Jurek Jaworowski, Marian Stachurski.

Szef, Jan Miklaszewski, był wtedy w komisji znaczków pocztowych. Zapytał mnie, czy nie chciałbym niektórych zaprojektować. Przystałem na to chętnie. Zdobywałem doświadczenie. Później NBP ogłosił pierwszy konkurs na banknot tysiączłotowy. Oczywiście tajny. Zaproszono dziesięciu grafików. Znalazłem się w doborowym gronie razem z m.in. Konstantym Sopoćką, Edmundem Johnem, Stefanem Bernacińskim, grafikami i rytownikami z Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych – świetnymi, zasłużonymi.

Jaki był temat tej tysiączłotówki?

Warszawa. A na niższych nominałach miały być Poznań, Katowice, Kraków i Gdańsk.

Który to był rok?

1960. Rosła inflacja, bo po odwilży 1956 roku zapanowało gospodarcze ożywienie. Najwyższy dotąd nominał, słynna ciemnobrązowa pięćsetka z górnikiem na awersie i jego kolegami dziobiącymi kilofami węgiel na rewersie, już nie wystarczał. Poza tym chciano wymienić stare złotówki. W obiegu znajdowała się od 1948 roku ta górniczo-robotnicza seria, w której na wiśniowej setce była huta z dymiącymi kominami, a na ciemnozielonej pięćdziesiątce głowa rybaka z panoramą Gdyni. Rysunki tak mocno wpisały się w potoczną świadomość, że mówiono o nich „górnik” i „rybak”. Ale kojarzyły się źle, stalinowsko.

Kto wygrał konkurs na nowy tysiąc? Warszawy w portfelu nikt nie pamięta.

Jak to bywa, głównej nagrody nie było. Trzy osoby zaproszono do współpracy, m.in. mnie i wszystko przycichło. Nie dostawałem żadnych informacji, a wykonanie banknotu, zupełnie poza konkursem, zamówiono u profesorów Tomaszewskiego i Pałki. Zrobili go z Kopernikiem i pomarańczowym paskiem. Wszedł do obiegu. Pożegnałem się wtedy w myślach ze współpracą z narodowym bankiem. Jednak kilka lat później zwrócono się do mnie z prośbą o wykonanie serii banknotów z wizerunkami wielkich Polaków. I tak, po sugestiach premiera Jaroszewicza, w polskich portfelach pojawili się czerwony Waryński z zielonym Świerczewskim. Przedtem jednak, i to jest pierwszy mój banknot w obiegu, po odrzuceniu m.in. Mickiewicza, wyemitowano brązowo-żółte pięćset złotych z Kościuszką. To był 16 grudnia 1974 roku.

Co pan wtedy czuł?

Ogromną ulgę, że nie muszę pracować w tajemnicy. Że mogę powiedzieć kolegom w pracy, dlaczego nie biorę nadgodzin, a jestem przemęczony. Miałem też tremę. Jak to, co zrobiłem, zostanie przyjęte przez ludzi.

Potem miał pan dużo pracy. Pojawiła się rekordowa ilość – 16 – banknotów o wartości niższej i wyższej niż 500 zł.

To prawda. Miałem kłopot, brakowało mi kolorów! Przybywało nam banknotów nie tylko z powodu inflacji. Musiałem zaprojektować drukowane na dość poślednim papierze – dwadzieścia złotych z Romualdem Trauguttem; i dziesięć złotych z Józefem Bemem. Dlaczego? Ponieważ Mennica Państwowa miała problem z surowcem. Nie miała z czego bić monet o tym nominale.

Przyjemność sprawiło mi projektowanie banknotu o nominale dwa tysiące. Bardzo rzadko zdarza się, by jeden banknot posiadał dwa portrety. Przedstawiłem tu Mieszka I i Chrobrego. I rzadkie jest również, by i awers, i rewers przygotowywany był w technice stalorytniczej. W tej serii zaprojektowałem 17, a nie 16 banknotów...

Gdy na początku lat 90. za chleb płaciliśmy 30 tys. złotych, a zarabialiśmy miliony, pani Waltz, prezes NBP, poprosiła mnie o banknot o nominale 5 mln zł. Tak na wszelki wypadek, gdyby nie udało się przeforsować denominacji. Zaproponowałem wizerunek Józefa Piłsudskiego. Pieniądz nie zdążył jednak wejść do obiegu, denominację przeprowadzono. Rozwiezienie po kraju wydrukowanych w Anglii nowych pieniędzy – to był logistyczny majstersztyk.

A pięciomilionówką zajął się pan Parchimowicz, który wydaje katalog polskich banknotów. Zwrócił się z prośbą o wydrukowanie tego projektu w nakładzie 7 tysięcy – dla zainteresowanych. Sto sztuk, z moimi inicjałami, przygotował tylko dla mnie.

Dzisiejsze banknoty z pocztem królów polskich to pana pomysł?

Tak. Byłem zmęczony proponowaniem kolejnych wielkich Polaków i dyskusjami, czy to Polak odpowiednio wielki na dany nominał. Poczet królów polskich nawiązuje do polskiej historii i tradycji. No i kolejność na nominałach jest oczywista. Kłopotliwe było tylko wybranie odpowiedniej piątki. Ja proponowałem m.in. królów elekcyjnych, Stefana Batorego. Ale zdecydowano, że musi być dwóch Piastów na pierwszych nominałach. Mieszko i Chrobry. Potem wiadomo: Kazimierz Wielki, Władysław Jagiełło, Zygmunt Stary. Król elekcyjny miał znaleźć się na pięćsetzłotówce. Ta jednak okazuje się niepotrzebna. Już 200 złotych rzadko chodzi.

Kto akceptuje pomysły i projekty na pieniądze?

Najpierw przygotowuję rysunki – szkice w ołówku, na zadany przez bank temat. Gdy zostają zatwierdzone przez komisję w NBP złożoną z bankowców i historyków, przygotowuję dokładny projekt. Korzystam z dostępnych historycznych wzorów. Twarze najstarszych królów, których wizerunki się nie zachowały, wzorowałem na Matejce. Bo to najbardziej utrwalone obrazy. Przy banknotach z Piastami zamiast polskiego godła przerysowywałem obowiązujące wówczas monety. Insygnia władzy kopiowałem z tych zachowanych w muzeach lub z rycin, ilustrowanych rękopisów. Najważniejsze, by elementy architektury i inne przedmioty były zgodne z historyczną prawdą. Praca nad banknotem zajmowała mi około trzech miesięcy. Półtora miesiąca jedna strona, półtora miesiąca druga. Praca nad tą serią zafascynowała mnie. Wymalowałem cały poczet królewski, wszystkich 43. Można go obejrzeć tylko w katalogu z mojej jubileuszowej wystawy w Kazimierzu Dolnym.

Zdarzało się, że któryś z elementów na banknotach się nie spodobał?

Wątpliwości wzbudzała tylko korona Kazimierza Wielkiego.

Jakie?

To korona grobowa, może powinien mieć inną. Poza tym wszystko przyjmowane było przychylnie.

Nigdy nie wkradły się panu podczas tak precyzyjnego projektowania błędy?

Raz zdarzył się fatalny. Przy dwóch milionach z Ignacym Paderewskim. Wszyscy go przepuścili, zauważony został dopiero na etapie druku. Zgubiłem literę w słowie „Konstytucyjny”. Wydrukowano wtedy w pierwszej, ale wycofanej partii „Sejm Konstytucyjy”. Nie wiem, jak to się stało. Miałem mało miejsca, by wkomponować ten napis i chyba podświadomie wyrzuciłem tę nieszczęsną literkę, by się zmieścić.

I nikt błędu nie zauważył?

Nikt. Dopiero drukarz. Przypuszczam, że wielu czytających na etapie produkcyjnym mogło uznać, że to jakaś staropolska forma nazwy i projektant wiedział co robi. Obdarzano mnie dużym zaufaniem. Choć straty nie były duże, wymieniono tylko kilka drukarskich blach, to czułem się niezręcznie. To był pierwszy banknot podpisywany przez prezes Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Interesują się projektami ludzie władzy?

Dziś już nie. Premier Jaroszewicz interesował się, bo był numizmatykiem. No i propagandzistą. Teraz decyzję podejmuje prezes NBP.

Które pieniądze są najpiękniejsze?

Ładne były niemieckie marki na podstawie grafik Dürera, miały ducha jego czasów. Bardzo dobre były i są funty angielskie. Ważne jest, by banknoty oddawały w swym charakterze specyfikę kraju. Nie podobają mi się pieniądze plastikowe. Nie mam na myśli kart kredytowych, tylko banknoty. Wprowadziła je Australia. Chyba się nie przyjęły. Takie pieniądze są nieszlachetne.

Podczas współpracy z NBP pokazywano mi banknoty z całego świata. Śledziliśmy nowe rozwiązania graficzne i zabezpieczenia, wiele fascynujących. Ale naprawdę wyjątkowe były carskie ruble. Ja chyba lubię duży pieniądz. Te były ogromne, rozmiaru prawie A5. Wspaniały ryt, chyba najpiękniejszy na świecie. I miały tajemnicę do dziś nierozszyfrowaną. To zabezpieczenia tzw. metodą Orłowa, ich specjalisty od giloszy. Jego kreska przechodziła z jednego koloru w drugi. Dziś łatwo to zrobić, ale jak robiono to kiedyś, tego nie wie nikt. To największa tajemnica Banku Rosji.

Co będzie, gdy wejdziemy do strefy euro?

Przyjmiemy pieniądze, w których tylko monety mają narodowy rewers, banknoty są w całej strefie identyczne. Skończy się ich projektowanie.

Podoba się panu euro?

Doceniam pomysł. To był szalenie trudny temat – zaproponować coś, co nie będzie związane z żadnym krajem, a może być ciekawe, akceptowane i wspólne dla wszystkich państw UE. Pomysł na mosty i okna jest rewelacyjny. Przy czym żaden z tych mostów i żadne z okien w różnych stylach europejskich – gotyckim, renesansowym itd. – nie istnieje. Są to wariacje na temat.

Pieniądze te są jednak, w moim odczuciu, jak by to powiedzieć... suche. Zimne. Bezosobowe. Ja chyba wolę pieniądze ludzkie. Z ludzką twarzą.

Andrzej Heidrich - polski grafik, autor ekslibrisów, projektów znaczków pocztowych i polskich banknotów w latach 1974 – 1993 („Wielcy Polacy”, 1975 – 1996 r. ) i obecnych – „Królowie i książęta Polski" (od 1994 r.), autor poprawek godła heraldycznego Polski do obecnego herbu państwowego, insygniów Orderu Krzyża Wojskowego, a także m.in. gwiazdy dla policji, orzełków do czapek straży miejskiej.

Rz: Jako artysta musi się pan czuć wyjątkowo spełniony.

Andrzej Heidrich: Czemu pani tak uważa?

Pozostało 99% artykułu
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko