Jesteśmy, obok Bułgarów i Węgrów, narodem najmniej skłonnym do dzielenia się swoimi danymi w całej UE. Mniej niż 30 proc. z nas przekazałoby prywatne dane dla poprawy usług ochrony zdrowia; dla porównania ów odsetek wśród Szwedów czy Holendrów sięga około 80 proc. Pandemia sprawiła, że Europejczycy otworzyli się na ich udostępnianie. Nad Wisłą jest z tym jednak problem – wynika z najnowszych badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Czytaj także: Polacy nie chcą dzielić się swoimi danymi. Za darmo
Eksperci przeanalizowali wyniki badań (zarówno te prowadzone przed, jak i już w trakcie epidemii) nad skłonnością rodaków do udostępniania informacji o stanie zdrowia, nawykach czy lokalizacji instytucjom publicznym. Okazało się, że Covid-19 niespecjalnie poprawił naszą ufność. – Usługi publiczne mogłyby zostać poprawione, gdyby ludzie dzielili się informacjami. Niestety, odstajemy pod tym względem od innych krajów – mówi Ignacy Święcicki, kierownik zespołu gospodarki cyfrowej PIE.
O braku tej skłonności może świadczyć porażka aplikacji Stop Covid ProteGO Safe, która poprzez moduł Bluetooth w smartfonie zbiera informacje o osobach w okolicy. Jeśli użytkownik apki zakazi się SARS-CoV-2, inni użytkownicy, którzy mijali się z nim w ostatnim czasie, dostaną powiadomienie o kontakcie z zakażonym. Choć rząd wydał na to rozwiązanie już 7 mln zł, to do marca br. informacje o możliwym kontakcie z zakażoną osobą wysłano do mniej niż 4 tys. użytkowników.
Nie chcemy przekazywać informacji o sobie instytucjom publicznym, ale – jak przekonują analitycy – to fałszywie rozumiana dbałość o prywatność. W obliczu tworzenia nowoczesnych usług publicznych czy walki z pandemią chronimy dane, jednocześnie niemal bez kontroli przekazujemy je technologicznym gigantom, jak Google, Apple czy Facebook, korzystając ze smartfonów czy popularnych mediów społecznościowych.