Zwycięzców się nie sądzi, ale wytrwać do końca przy meczu Argentyny z Urugwajem było trudniej niż przy futbolu na lodzie Polski i Słowacji.
To niewiarygodne, jak brzydko może grać drużyna z kraju żyjącego z eksportu talentów i jak blado wypada Leo Messi, gdy nie ma wokół siebie kolegów z Barcelony i nie czuje zaufania kibiców i trenera, na które może liczyć w Hiszpanii. Argentyńczycy bili się o awans, a nie grali o niego. Kości trzeszczały nawet wówczas, gdy było wiadomo, że Ekwador przegrywa w Chile, więc przegrany z Montevideo w najgorszym przypadku zagra w barażu z drużyną Concacaf, jak się później okazało – z Kostaryką.
Urugwaj kończył mecz w dziewiątkę, a między jedną a drugą czerwoną kartką gola dla Argentyny w 84. minucie strzelił rezerwowy Mario Bolatti. Niedługo później ulice Buenos Aires zapełniły się tańczącymi kibicami, argentyńskie serwisy internetowe tytułami “Bóg istnieje”, a Diego Maradona ruszył na swoich wrogów. – Byłem traktowany jak śmieć. Dziękuję piłkarzom, bo zagrali jak mężczyźni, dziękuję narodowi argentyńskiemu.
To było pierwsze wyjazdowe zwycięstwo Argentyny, od kiedy Maradona jest trenerem. Przez te miesiące większość kibiców straciła wiarę, że ten, którego, gdy był piłkarzem, traktowali jak boga, będzie dobrym trenerem. Rozgrywający Juan Sebastian Veron mówił po meczu otwarcie: – “Zakwalifikowaliśmy się, ale nie możemy zapominać o tym, co było złe, a błędy robiliśmy od góry do dołu”. Ale Maradona swoich błędów nie przyjmuje do wiadomości, uważa się za ofiarę, a nie winowajcę. Nie chciał odpowiedzieć wprost, czy pozostanie trenerem do mundialu. – Muszę najpierw porozmawiać z Julio Grondoną – zapowiedział. Grondona to szef argentyńskiej federacji, z którym Maradona jest skłócony.
[ramka][b]Ameryka Południowa[/b]