Ale rzecznik praw obywatelskich uznała, że na razie nie ma podstaw do interwencji.
– Do tej pory wpłynęło osiem takich skarg. Ich autorzy uważają, że decyzje głównego inspektora sanitarnego o zamykaniu ich firm były nieprawidłowe, i oczekują interwencji rzecznika – mówi „Rz” dyrektor Tomasz Gellert z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
Wszystkie skargi są niemal identyczne – pisane według jednego szablonu. Właściciele firm przytaczają w nich długą listę przepisów, które – ich zdaniem – miały zostać naruszone w związku z październikową akcją policji i służb sanitarnych. Uważają, że złamano przepisy dotyczące wolności gospodarczej, prawa własności, gwarancji nietykalności i wolności osobistej, a także uregulowania odnoszące się do przepadku rzeczy.
– Na obecnym etapie uznaliśmy, że nie ma podstaw do interwencji – mówi Gellert. – Zainteresowanym przysługują środki zaskarżenia, czyli mogą złożyć odwołania od decyzji, które uważają za niekorzystne.
Pracownicy inspekcji sanitarnej i policjanci w październiku weszli do ponad tysiąca sklepów z dopalaczami. Ofensywę uruchomiono po serii zatruć młodych ludzi, którzy zażywali te substancje. Dotąd dopalacze sprzedawano legalnie, np. jako „przedmioty kolekcjonerskie”.