Rzeczpospolita: Ruszyło pierwsze szkolenie oficerów obrony terytorialnej, o której większość ekspertów wypowiada się w samych superlatywach. Dlaczego więc tyle lat musieliśmy na nią czekać?
Romuald Szeremietiew: Wcześniej panowało przekonanie, że siły zbrojne potrzebne nam będą jedynie do wykonywania misji poza granicami kraju. Uważano, że Europa jest kontynentem spokojnym i stabilnym, więc żadne konflikty zbrojne Polsce nie grożą.
Czyli to wojna na Ukrainie zmieniła nasze podejście do obrony kraju?
Generalnie ofensywna polityka Putina. Pierwszym sygnałem, że w Europie coś się zmienia, był konflikt Rosji z Gruzją. To właśnie w 2008 roku dowódca sił NATO w Europie przyznał, że sojusz nie ma planu operacyjnego dla sił zbrojnych, które w razie agresji miałyby bronić krajów członkowskich. Wtedy też zauważono, że 100-tysięczna armia zawodowa to za mało, by realnie myśleć o obronie naszego terytorium. Do łask wrócił więc pogląd, który ja głoszę od wielu lat, że w Polsce musi istnieć silna obrona terytorialna.
Rozwiąże ona wszystkie nasze problemy?