Gdy lekarze z ogrodu badali młodego mrówkojada, jego matka Yuri piszczała pod drzwiami. Żeby nie stresować bardziej zwierząt, wczorajsze ważenie trwało niecałe pięć minut.
W tym czasie doktor Maciej Pietrak zdążył poza samym ważeniem zaczipować zwierzaka i sprawdzić, jakiej jest płci. Od wczoraj z czipem wielkości ziarnka fasoli pod skórą i indywidualnym numerem na całym świecie będzie wiadomo, że młody mrówkojad urodził się w Warszawie. Zabieg ten przeprowadzono teraz (tydzień po narodzinach), bo jeszcze można coś wepchnąć pod skórę. – Bo u mrówkojadów jest ona gruba i nie odchodzi od mięśni. Im zwierzę młodsze, tym lepiej znosi ten zabieg – tłumaczy Maja Krakowiak, szefowa drapieżników w zoo.
Czipowanie odbyło się w ramionach Beaty Jankowskiej, opiekunki mrówkojadów. Zaś ważenie... w kocu. – Gdy zszedł z Yuri (małe mrówkojady żyją uczepione futra matki na grzbiecie – przyp. red.), to Beata go przytuliła. Ale do ważenia już musiał sam się zgłosić. Żeby się nie bał, wymyśliłam, że trzeba go opatulić kocem, to trochę będzie jak w tych objęciach – dodaje Krakowiak.
Szefowa drapieżników jeszcze nie wie, czy zdecyduje się nazwać go Arni. – Ma być na literę A. Arni, bo jednego znajomego w Argentynie tak nazywamy – mówi Krakowiak.
[ramka][link=http://www.zyciewarszawy.pl/temat/1.html" "target=_blank]Życie Warszawy Online[/link][/ramka]