Do niedawna w dwóch 11-piętrowych wieżowcach przy ul. Szegedyńskiej były robotnicze hotele. Miasto za 23 mln zł wyremontowało je i utworzyło 380 lokali. Są zasiedlane od roku.W kwietniu do 26-metrowej kawalerki wprowadziła się pani Katarzyna z trzyletnią córeczką i mężem. – Nie ma dnia, by nie dochodziło tu do awantur, a często i bójek – opowiada.
Na hałas, burdy, huligańskie wybryki narzekają też inni. – Mamy sąsiadów, którzy potrafią śmieci wyrzucać przez okno albo załatwiać się na klatce – opowiadają lokatorki z szóstego piętra w budynku B.
Matka trójki dzieci narzeka na lądujące codziennie na parapecie niedopałki papierosów.– Boję się otwierać okna, bo niedopałek może spowodować pożar – skarży się.
Strach potęguje historia sprzed kilku tygodni, kiedy w mieszkaniu na siódmym piętrze podczas pijackiej libacji buchnęły płomienie. Pożar sięgał trzech pięter wzwyż, a kawalerka spaliła się doszczętnie. Na razie nie wszystkie lokale są zasiedlone. Na wielu drzwiach widać jeszcze plomby bielańskiego Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami. – Co będzie, jak wprowadzą się tu jeszcze gorsi sąsiedzi? – pyta jedna z lokatorek.
Straż Miejska objęła oba budynki stałym nadzorem. – Są dni, że mamy tam po kilkanaście interwencji – mówi szef straży Zbigniew Leszczyński. Na przykład 4 października jego ludzie musieli interweniować 19 razy. Zgłoszenia dotyczyły głównie zakłócania porządku, ciszy nocnej, śmiecenia czy spożywania alkoholu w miejscach publicznych. Sześć osób ukarano mandatami, a jedna odpowie przed sądem za posiadanie narkotyków. Dzień później, czyli 5 października, Straż Miejska odwiedzała Szegedyńską sześć razy.