Czy Clara Hill to nowa Erykah Badu, a może nowa Joni Mitchell? Czy Jose Gonzalez w spódnicy?
Nie można jednak nadużywać takich porównań, nawet jeśli prezentuje się artystkę stosunkowo mało znaną. Ale bywalcy klubowych imprez powinni rozpoznać jej głos. Didżeje lubią płyty wytwórni Sonar Kollektiv, a szczególnie transowe brzmienia grupy Jazzanova czy Kinga Britta, gdzie w tle często pojawia się śpiew Clary Hill.
W kręgach nujazzowych jest znaczącą postacią, a talent potwierdziła już na debiutanckiej płycie „Restless Time”. Jej nowatorskie interpretacje standardów jazzu i soulu, nasycone mocnym, tanecznym rytmem przypadły do gustu miłośnikom nowych brzmień.
Na drugim albumie pojawiły się nastrojowe ballady, w których artystka mogła przemówić pełniejszym głosem. W poszukiwaniu nowych brzmień poprosiła producentów o ekspresyjne, bigbandowe aranżacje piosenek. To album pełen kontrastów i zarazem niezwykle intrygujący.
Najnowszą jej propozycją jest płyta „Sideways”, bardziej kameralna w instrumentacji, więcej tu inspiracji amerykańskim folkiem. I stąd może porównania do Jose Gonzaleza. Jej ekspresyjne interpretacje i zamiłowanie do starego dobrego soulu nadają jednak piosenkom specyficzny, drapieżny charakter.