Marjane Satrapi – ilustratorka i autorka komiksów – urodziła się w 1969 roku w Teheranie w inteligenckiej rodzinie. Jednak ze względu na burzliwe przemiany w kraju (rewolucję ajatollaha Chomeiniego, która obaliła szacha, i krwawą wojnę między Iranem a Irakiem) w 1984 roku wyjechała do Europy, by ostatecznie osiąść we Francji. Po latach na emigracji (między 2000 a 2004 rokiem) Satrapi stworzyła autobiograficzną powieść graficzną „Persepolis”, w której opowiedziała o swoim dzieciństwie w Iranie i pierwszych latach na obczyźnie. Sukces jej książki sprawił, że wraz z Vincentem Paronnaud zdecydowała się przenieść ją na duży ekran.
Poznajemy więc codzienne perypetie małej Marjane (Lopes), gdy marzy, że zostanie prorokinią i sprawi, by wszyscy ludzie byli dobrzy. Później widzimy ją już jako zbuntowaną nastolatkę, która mimo kontrolowania moralności przez fundamentalistów słucha zafascynowana muzyki Bee Gees i Iron Maiden.
Te pełne niezwykle celnych obserwacji obyczajowych sceny skontrastowane zostały z grozą wojny, a także bezwzględnością reżimu wobec wolnomyślicielskiej rodziny Marjane. I tu ujawnia się przejmujący dramat filmu – by pozostać sobą i nie dać się stłamsić, dziewczyna za namową rodziców (Deneuve i Abakarian) opuszcza kraj. Ta część „Persepolis” jest opowieścią o poszukiwaniu wewnętrznej wolności. Losy bohaterki na emigracji – przede wszystkim towarzyszące jej poczucie wyobcowania – układają się zaś w refleksję nad ceną, jaką przyszło zapłacić Marjane za wolność.
Ożywiony komiks ogląda się znakomicie – baśń miesza się z grozą, satyra z liryzmem. Forma filmu przełamuje wszelkie bariery – polityczne, religijne i kulturowe – które mogłyby sprawić, że biografia Satrapi byłaby zbyt hermetyczna dla widzów. Jej życie nabiera dzięki temu uniwersalnego wymiaru.
Marjane potrafi nasycić fabułę przejmującą nostalgią za utraconą ojczyzną, którą kontruje przewrotnym poczuciem humoru – inteligentnie wykpiwa autorytarny Iran, ale dowcipnie krytykuje także świat Zachodu. Ta mieszanka stanowi o wyjątkowości „Persepolis”. Mimo że jest to czarno-biała historia, zawiera w sobie mnóstwo odcieni...