Nic się w grupie 3 nie zmienia, wszystkie strony tkwią w klinczu i jeśli będą trwały nadal, Polska na mundial nie pojedzie. W Chorzowie na mistrzostwa świata zasłużyli tylko kibice. Piłkarze może za walkę, ale jedynie w drugiej połowie.
Wtedy też dopiero zaczęli pokazywać, że grają w piłkę lepiej od Irlandczyków. Do przerwy byli jak sparaliżowani, na długo przed tym jak Kyle Lafferty wykorzystał jeden z kontrataków i strzelił do bramki między nogami Artura Boruca. A Irlandia wcale nie czekała tylko na kontrataki. Tyle się mówiło o zemście za Belfast, a to rywale ukradli Polakom pierwsze pół godziny meczu. Mądrze się ustawili, dobrze podawali - i walczyli. Tego najbardziej brakowało po polskiej stronie. Dopiero w drugiej połowie, gdy już nie było wyjścia, a mundial w RPA znikał za horyzontem, okazało się, że z Irlandczykami można wygrać walkę na ziemi i w powietrzu. Trzeba tylko ruszyć do przodu, a nie obracać się wokół własnej osi, podając bezpiecznie i przewidywalnie.
Bojowa atmosfera i dodatkowe wzruszenia związane z kontuzją Marcina Wasilewskiego zamiast pchnąć Polaków do przodu, uśpiły ich. Zaczęli mecz tak, jakby miał wygrać się sam. Wyszli na prezentację w koszulkach z nr 13 i napisem "Wasyl, jesteśmy z Tobą", Ludovic Obraniak odśpiewał Mazurka razem ze wszystkimi, ale na tym dobre emocje się skończyły.
Obraniak zszedł w przerwie, Jakub Błaszczykowski przebudził się dopiero w drugiej połowie, Mariusz Lewandowski i Rafał Murawski podawali do siebie i w końcu tego drugiego Leo Beenhakker również zmienił. Za dużo było podań do rywali, za mało przebojowości. Irlandzcy obrońcy byli szybsi od naszych napastników, a ich napastnicy szybsi od naszych obrońców. Żeby coś na to poradzić, trzeba mieć pomocników w formie i gotowych podejmować ryzyko, a takim był w pierwszej połowie tylko Roger.
Goście grali twardo, trzymali piłkę czekając na faul i rzut wolny, a po strzeleniu gola w 38. minucie marnowali z uśmiechem każdą mijającą minutę. Zatrzymywali Polaków tak, jak udało im się zablokować jesienią Czechów na ich boisku. Piłkarze Beenhakkera odbijali się od ich muru. Zdarzyło się w pierwszej połowie kilka dobrych akcji, ale trudno było je skończyć uderzeniem. Gdy już się udało, strzał Rogera z bliska zablokował Gareth Mcauley, a uderzenie Obraniaka wybił z linii bramkowej Jonathan Evans.