Obie drużyny rozegrały słaby i mało emocjonujący mecz. Ponad 35 tys. kibiców nie zobaczyło ani jednego gola, tylko pięć celnych strzałów (wszystkie na bramkę Nowozelandczyków) i kilka groźniejszych spięć podbramkowych. Remis 0:0 zadowolił Paragwajczyków, którzy - przy sensacyjnym rozstrzygnięciu w Johannesburgu, gdzie Słowacja pokonała Włochy 3:2 - zostali zwycięzcami grupy F.
Nowozelandczycy, choć nie przegrali meczu, po trzech remisach żegnają się z mundialem, ale wyjeżdżają z RPA z podniesioną głową. To był ich drugi występ mistrzostwach świata. Pierwszy nie był zbyt chlubny: w 1982 roku w Hiszpanii przegrali wszystkie mecze, mając bilans bramkowy 2-12.
W pierwszej połowie Paragwajczycy próbowali zaskoczyć strzałami z dystansu bohatera meczu z Włochami bramkarza Marka Pastona, który praktycznie tylko raz, przy uderzeniu Valdeza w 35. minucie, został zmuszony do interwencji. Nowozelandczycy nie stworzyli ani jednej groźniejszej akcji.
Po zmianie stron piłkarze "Kiwi" raz poważnie zagrozili bramce Justo Villara. W 48. minucie szybką akcję lewym skrzydłem zakończył strzałem z 16 metrów Simon Elliott. Piłka o centymetry minęła prawy słupek paragwajskiej bramki.
W 62. minucie Paragwajczycy wykonywali pierwszy z dwóch w całym meczu rzutów rożnych. Główkował Cristian Riveros, piłkę odbił Paston, a w ogromnym zamieszaniu jeszcze dwóch Paragwajczyków próbowało trafić do siatki. Na uwagę zasługuje jeszcze efektowne uderzenie z rzutu wolnego, jakim z 30 metrów popisał się Roque Santa Cruz. I na tym emocje się skończyły.