Grecki rząd przesłał wczoraj do Brukseli formalny wniosek o pomoc z funduszu ratunkowego strefy euro – ESM. Jednostronicowy dokument podpisany przez ministra finansów Euklida Cakalotosa nie precyzuje potrzebnej sumy, mówi natomiast o okresie finansowania: trzy lata. To więcej niż dwa lata, o które Grecja prosiła w liście w ubiegłym tygodniu.
W pojednawczym geście Ateny zobowiązują się także do przyjęcia już w przyszłym tygodniu projektu reformy emerytalnej i podatkowej, czyli dwóch wcześniej kontestowanych przez siebie elementów oferty wierzycieli. Dopiero w czwartek jednak okaże się, czy zakres tych reform jest zgodny z oczekiwaniami wierzycieli. Bo do północy tego dnia Grecja ma czas na przesłanie drugiego dokumentu – planów reform i oszczędności, które mają jej przynieść zrównoważenie finansów publicznych i wzrost gospodarczy.
Nowa rzeczywistość w poniedziałek?
Grecki minister w swoim liście nie użył zakazanego określenia „redukcja długu", czemu sprzeciwiają się Niemcy. Ale prosi o rozważenie opcji, które pozwoliłyby jej w dłuższym terminie obsługiwać dług publiczny.
Na podstawie tego listu można na razie tylko stwierdzić, że Grecja wypełniła pierwszy warunek postawiony jej na wtorkowym szczycie strefy euro – przesłała w środę rano formalny wniosek o pomoc. Znacznie ważniejszy będzie jednak dokument czwartkowy. Jego analizą od piątku rano zajmować się będą eksperci Komisji Europejskiej, MFW i Europejskiego Banku Centralnego. I to oni zarekomendują Eurogrupie przyjęcie lub odrzucenie wniosku o pomoc finansową.
Szef Rady Europejskiej Donald Tusk zwołał już na wszelki wypadek na niedzielę szczyt całej UE, a nie tylko 19 państw strefy euro. Bo gdyby do tego czasu negocjacje w ramach strefy euro zakończyły się fiaskiem, to cała Unia musi się zastanowić, jak zorganizować wyjście ze strefy euro i ewentualną pomoc humanitarną dla tego kraju. – Mamy tylko cztery dni na wypracowanie porozumienia. Bez jedności w sprawie Grecji obudzimy się w innej Europie – powiedział Tusk w czasie debaty w Parlamencie Europejskim.