Twórcy zrealizowanego w ubiegłym roku brytyjsko-francuskiego dokumentu nie zadają Carli Bruni-Sarkozy niewygodnych pytań. Nie interesują ich plotki dotyczące słynnej prezydenckiej pary. Pokazują uśmiechniętą 40-latkę, świadomą swojej urody. Jej mąż pojawia się w kilku scenach, na drugim planie, czule obejmując ukochaną lub uśmiechając się z daleka. Ich romans jest tylko jednym z wątków dokumentu. Filmowcy skupiają się na Carli, jej biografii i życiowych wyborach.
– Większość kobiet, które poślubiły polityków, nie pracuje – mówi. – Powiedziałam Nicolasowi, że nie będę wybierać między nim a muzyką.
Urodziła się w 1967 roku w Turynie. Gdy miała osiem lat, razem z rodziną przeprowadziła się do Francji. Jak wspomina, w jej domu zawsze królowała muzyka. Ojciec Alberto Bruni Tedeschi był kompozytorem, matka Marisa – pianistką. Mimo że rodzina była zamożna Carla chciała szybko się uniezależnić. Zaczęła pracę jako modelka. – Poznałem ją podczas sesji dla miesięcznika „Elle” – wspomina fotograf Dominique Isserman. – Miała 17 lat i przypominała jelonka Bambi z kreskówek Disneya. Była wyjątkowa, inna.
Carla przyznaje, że traktowała zawód modelki bardzo poważnie. Przyszedł jednak moment, gdy postanowiła pójść krok dalej i spróbować swoich szans w branży muzycznej. Wiele lat pisała do szuflady i prezentowała swoje piosenki tylko wąskiemu gronu przyjaciół. Wreszcie aktor Vincent Perez poznał ją z producentem Bertrandem de Labbey. Debiutancki album „Quelqu’un m’a dit” ukazał się w 2002 roku i został sprzedany w nakładzie dwóch milionów egzemplarzy.
Teraz nie koncertuje. Chce wrócić na scenę po zakończeniu prezydentury męża. I z muzyką wiąże swoją przyszłość. – Będę staruszką śpiewającą bluesa – mówi.