Lenistwo można też zarzucić organizatorom wczorajszej rocznicy na narodowej scenie. Tak jakby nie przeczytali „Pamiętnika Teatralnego” wydanego trzy lata temu, a poświęconego spektaklowi Kazimierza Dejmka. „Pamiętnika”, który jest dostępny w archiwum teatru. A jeśli nawet go przeczytali – nie wiedzieli, czy warto opowiedzieć skomplikowaną prawdę o spektaklu, który dziś funkcjonuje w zbiorowej wyobraźni wyłącznie jako uwertura do Marca ‘68.
Pomijając ważne szczegóły dotyczące przygotowań i pracy Dejmka nad dramatem Mickiewicza – m.in. to, że chciał wystawić spektakl na 50. rocznicę rewolucji październikowej, a jednocześnie był przeciwny robieniu z „Dziadów” politycznej demonstracji – nie zstąpiono do głębi, do czego zachęca lektura Mickiewicza. Siłą rzeczy ograniczono się do powierzchownej rekonstrukcji znanych już faktów. To naprawdę przykre, że poza krótkim fragmentem z listu Dejmka do władz nie przypomniano ani jednej jego refleksji – tak jakby nie był autorem przedstawienia. Większą szansę w kształtowaniu historycznej pamięci dano aparatczykom, którzy chcieli go zniszczyć, tajniakom lub milicji. To ich, a nie reżysera, cytowali aktorzy Teatru Narodowego. Oczywiście można było wiele dowiedzieć się o głupocie partyjnych sekretarzy, a i się z nich pośmiać. Nie o to chyba jednak chodziło. Prawo głosu otrzymali również recenzenci teatralni. I była w tym okropna niesprawiedliwość, że mają dziś więcej do powiedzenia niż inscenizator. Za kanwę wspomnień posłużył „Raptularz” profesora Zbigniewa Raszewskiego, który przypomniał historię spektaklu – jednak bez polemicznych opinii. Widać nie pasowały do konwencji akademii. W tej sytuacji rola głównego bohatera wieczoru, i słusznie, przypadła Gustawowi Holoubkowi. Publiczność usłyszała po raz pierwszy z archiwalnej taśmy jego wspaniałą, romantyczną i drapieżną „Wielką Improwizację”. Dwukrotnie nagrodziła aktora owacją na stojąco. Z ciemności jego pochyloną sylwetkę wydobył snop teatralnego reflektora.
Zobaczyliśmy też fragmenty „Kroniki Filmowej” ze sceną dziadów oraz Kazimierza Opalińskiego w roli Guślarza. Z taśmy powtórzono okrzyk widowni „Niepodległość! Bez cenzury”. Na widowni był m.in. Andrzej Seweryn, który 40 lat temu szedł w pochodzie protestacyjnym przeciwko zdjęciu „Dziadów” pod pomnik Adama Mickiewicza.
Po akademii można było tam obejrzeć instalację Krzysztofa Wodiczki. Artysta ożywił posąg wieszcza świetlną animacją, tak że miał okazję przemówić słowami swojej poezji, a i powtórzyć marzenie o unii Polski i Izraela. Zagłuszył przypomnianego z taśmy towarzysza Wiesława Gomułkę, który „Dziadów” w 1968 r. po prostu nie zrozumiał.
W sobotnim „Plusie Minusie” opublikujemy rozmowę z Piotrem Dejmkiem, synem reżysera, który ujawni, jak sprawa „Dziadów” przedstawiała się z perspektywy Kazimierza Dejmka.