Do najostrzejszych starć doszło w Bagdadzie i Basrze na południu kraju. To ostatnie miasto jest stolicą regionu, w którym znajduje się 80 proc. irackich złóż ropy. – Od samego rana słychać strzały. Kule latają ze wszystkich stron – mówił mieszkaniec Basry Jamil. Walki toczyły się też w Kut i al Hilla niedaleko od Diwanii, gdzie stacjonują Polacy.

W starciach zginęło co najmniej 13 osób, głównie bojowników Armii Mahdiego. Stojący na jej czele radykalny szyicki duchowny Muktada as Sadr uważa, że jego zwolennicy są prześladowani przez irackich i amerykańskich żołnierzy. Wezwał więc Irakijczyków do strajków okupacyjnych, a jeśli to nie pomoże, do ogólnonarodowej rewolty.

– Nie prowadzimy operacji przeciw sadrystom. Chcemy po prostu usunąć z ulic uzbrojone grupy. Bez wyjątków – tłumaczył rzecznik rządu Ali al Dabbagh. Zdaniem ekspertów władze w Bagdadzie będą miały kłopoty z odzyskaniem kontroli nad zajętym przez rebeliantów południem. – Zbyt wiele zbrojnych ugrupowań chce zachować kontrolę nad zyskami z ropy – mówi Joost Hiltermann z International Crisis Group. Z pól naftowych na południu Iraku dziennie wydobywa się półtora miliona baryłek ropy.

Od czasu, gdy z miasta wycofali się Brytyjczycy, strefami wpływów podzieliły się Armia Mahdiego i Brygady Badra – zbrojne ramię Najwyższej Islamskiej Rady Iraku.