Do więzienia za polskie pałace

Żemłosław. Władze Białorusi nie mają pomysłu na zagospodarowanie niszczejących tu latami posiadłości polskiej szlachty. W ostatnim orędziu do narodu i parlamentu prezydent Aleksander Łukaszenko kazał wykorzystywać je do rozwoju turystyki. Czyli odsprzedawać prywatnemu biznesowi

Publikacja: 08.05.2009 15:05

Pałac Umiastowskich, rozgrabiony w czasie pierwszej wojny światowej przez Niemców i zamieniający się

Pałac Umiastowskich, rozgrabiony w czasie pierwszej wojny światowej przez Niemców i zamieniający się w ruinę w dzisiejszej niepodległej Białorusi, najlepiej prezentuje się od strony rzeki Gawii. Gospodarze i goście wychodzili niegdyś na jej malowniczy brzeg, by wsiąść do łódki lub po prostu delektować się otaczającą przyrodą

Foto: Fotorzepa, Andrzej Pisalnik AP Andrzej Pisalnik

Przedsiębiorcy nie kwapią się z kupowaniem „staroci” po cenach proponowanych przez państwo. Stare budowle potrzebują kosztownych renowacji. Gdy jednak nadarza się okazja nabycia zabytkowego majątku za przysłowiowy grosz – w grę wkracza prokurator.

Tak właśnie było z białoruską kopią pałacu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w warszawskich Łazienkach – z pałacem Umiastowskich we wsi Żemłosław (leży 40 kilometrów od Lidy w obwodzie grodzieńskim przy granicy z Litwą). Przewodniczący miejscowego kołchozu pozbył się za bezcen kłopotliwych, bo wymagających natychmiastowego remontu, zabudowań na rzecz biznesmena z Mińska. Teraz grozi mu do sześciu lat więzienia za korupcję.

Prokuratura w Grodnie uznała, że równowartość 4 tys. dolarów, które przedsiębiorca wpłacił do kołchozowej kasy, to zdecydowanie za mało. Zespół pałacowo-parkowy liczy bowiem sześć budynków (sam pałac wyceniono na ok. 3 tys. dolarów) i jest wpisany na listę zabytków kultury i historii Białorusi. Wart jest co najmniej 50 razy tyle – uważają prokuratorzy.

– A pan tu na zwiady od nowego właściciela czy dziennikarz? – słyszę w trakcie fotografowania olbrzymiej, pomalowanej na srebrno, rzeźby radzieckiego żołnierza. Zasłania fasadę gmachu do złudzenia przypominającego ten w warszawskich Łazienkach.

– A mnie sprzedano razem z tym pałacem – informuje starsza pani. Dowiedziawszy się, że jestem korespondentem polskiej gazety, biegnie do pałacowej oficyny. Wraca z książką „Żemłosław” Kazimierza Niechwiadowicza, który teraz mieszka w Poznaniu, ale urodził się (w 1957 r.) w leżących cztery kilometry od Żemłosławia Subotnikach.

W oficynie, z której wraca „sprzedana z pałacem” Teresa Maskiewicz, rzeczywiście znajduje się jej mieszkanie. Otrzymała je od kołchozu tuż po II wojnie światowej albo – jak mówią w tych stronach – za drugich Sowietów (pierwsi to ci, którzy przyszli po 17 września 1939 r.). – Tego tu być nie powinno – macha ręką na pomnik żołnierza. Ma 77 lat i twierdzi, że pamięta, jak tu było za „prawdziwych panów”, czyli przed II wojną.

Rodzice Teresy Maskiewicz pracowali przy pałacu. Matka doglądała kwiatów i sadzonek drzew, które sprowadzała do pałacowego parku, nawet z Ameryki, margrabina. Janina Umiastowska z domu Ostroróg-Sadowska herbu Nałęcz, wdowa po ostatnim właścicielu posiadłości hrabim Władysławie Umiastowskim, tytuł margrabiny otrzymała od papieża Benedykta XV w 1920 r. Ojciec pani Teresy Bronisław Maskiewicz pracował w stajni.

W miejscu, gdzie stoi teraz otoczony zdziczałymi krzewami pomnik poległych na tych ziemiach żołnierzy 168. Pułku Strzelców 24. Samaro-Ulianowskiej Żelaznej Dywizji, kiedyś był klomb z kwiatami. – Szczególnym umiłowaniem pani cieszyły się róże – wspomina Teresa Maskiewicz, świetnie mówiąca po polsku. Na pytanie, dlaczego uważa, że została sprzedana razem z pałacem, odpowiada: – Bo sprzedano też oficynę, w której mieszkam, a ja nie mam gdzie się wyprowadzić. (Później dowiem się, że pani Teresa mnie zwodzi. Biznesmen, który kupił zespół pałacowo-parkowy wraz z jej mieszkaniem, nie miał zamiaru jej nigdzie wypędzać, a na dodatek zaklinał się, że wyremontuje lokum.)

[srodtytul]ZSRR by go uratował[/srodtytul]

Pytam panią Teresę o możliwość obejrzenia pałacowych wnętrz. Ma klucz tylko od lewego skrzydła. Gdy otwiera drzwi wejściowe, czuć zapach pleśni. – W zimie przechowujemy tu ziemniaki – tłumaczy, gdy dostrzegam charakterystyczne ślady wzdłuż ściany przy balustradzie schodów. Na piętrze znajduję dużą salę widowiskową. Na tylnej ścianie sceny odrapane socrealistyczne malowidło. Przedstawia tańczących kołchoźników. – Tu był klub, a wcześniej kaplica pałacowa, którą miejscowi nazywali kościołem, gdyż w Żemłosławiu świątyni nie było – tłumaczy pani Teresa. W kącie widać piec, nad nim wyrwa w suficie. Gdy pada deszcz, z płaskiego dachu pałacu (będącego też tarasem) tę część budynku zalewa woda. W sąsiednim pomieszczeniu wraki porzuconych mebli i rozbity fortepian. Najwięcej śmieci jest w mniejszych pokojach. Drzwi do jednego z nich udało się otworzyć tylko do połowy, tak był nimi wypełniony.

Ze słów pani Teresy wynika, że w czasach, gdy w pałacu mieściła się siedziba sowchozu, klub i kino, a w innym skrzydle poczta – stan budynku był o wiele lepszy. Dopiero po opuszczeniu obiektu przez te wszystkie instytucje miejscowi i przyjezdni zaczęli obdzierać z kafli wykonane we francuskim stylu kominy i piece.

Przez zabite deskami okno w centralnej części budynku można zajrzeć do pałacowego holu. Na podłodze leżą porzucone w nieładzie arkusze papieru. Można na nich dostrzec wykresy i cyfry charakterystyczne dla kołchozowej dokumentacji o udojach i zebranych plonach. Na ścianie zachowała się tablica informująca o seansach filmowych.

– Tak naprawdę, gdyby nie rozpad ZSRR, pałac byłby uratowany – twierdzi Olga Kursiewicz, emerytowana nauczycielka miejscowej szkoły. Mieszkańcy Żemłosławia zarekomendowali mi ją jako osobę najlepiej znającą pałac Umiastowskich.

Opowiada, że pod koniec lat 80. znane w całym ZSRR mińskie zakłady zegarowe Łucz planowały założyć tu sanatorium dla swoich pracowników. W tym celu specjaliści z pobliskich Sołeczników, leżących obecnie na terenie Litwy, wyczyścili dno przylegającego do pałacu stawu. – W 1991 r. jednak Sołeczniki raptem znalazły się w innym państwie, a i zakładom Łucz było już nie do sanatorium – wzdycha pani Olga.

Gdy pytam o stosunek do transakcji zawartej przez przewodniczącego kołchozu z mińskim biznesmenem, pani Olga broni szefa kołchozu. – A co miał zrobić, jak w czasie żniw lub siewu telefonują do niego władze rejonowe i każą wygospodarować środki na konserwację zabytku? Miał nie zapłacić kombajnistom czy co?! Jest przekonana, że odsprzedanie pałacu za symboliczny grosz było słuszną decyzją. – Przecież biznesmen odremontowałby go i tchnąłby nowe życie do Żemłosławia – mówi.

[srodtytul]Racja przewodniczącego kołchozu[/srodtytul]

Żemłosław wymiera. Do tutejszej wiejskiej szkoły, którą ostatnio ze średniej przekształcono w bazową, uczęszcza obecnie niespełna 100 uczniów, włączając dzieci z okolicznych wsi i chutorów (szkoła bazowa to nauczanie do dziewiątej klasy, maturę na Białorusi zdaje się po ukończeniu 11. klasy). Olga Kursiewicz pamięta czasy, gdy było ich 400. – Młodzież nie widzi tu dla siebie żadnej perspektywy i szuka szczęścia w dużych miastach – twierdzi. Według niej wykorzystywanie pałacu Umiastowskich do, jak planował biznesmen, zorganizowania gospodarstwa agroturystycznego ściągnęłoby do Żemłosławia turystów i stworzyłoby miejsca pracy dla młodych.

Opinię Olgi Kursiewicz o niesłusznym prześladowaniu przewodniczącego kołchozu podzielają eksperci. Przewodniczący Towarzystwa Ochrony Zabytków Anton Astapowicz zapewnia mnie, że należy się cieszyć, „gdy się pojawia taki ryzykant jak biznesmen, który kupił ten pałac”. – Prokuratura, która nie wiadomo dlaczego wycenia obiekt na 150 tys. dolarów, po prostu nie ma pojęcia o tym, jakich nakładów wymaga renowacja zabytku – mówi Astapowicz. Podkreśla, że pazerność władz, które próbują zarabiać na niszczejących posiadłościach szlacheckich, już nieraz obracała się w farsę. Tak było z dwukrotnym rozpisywaniem przetargu na zespół pałacowo-parkowy w byłym majątku Wołłowiczów w Świacku koło Grodna. Cena wywoławcza zachowanego we względnie dobrym stanie obiektu sięgała nawet 8 mln dolarów. – Gdy na przetargi nie stawił się żaden kupiec, postanowiono przekazać pałac w dzierżawę Bankowi Narodowemu Białorusi – mówi Astapowicz.

– Po historii z pałacem Umiastowskich nawet kierownictwo Banku Narodowego zaczęło się zastanawiać, czy nie będzie miało nieprzyjemności ze strony prokuratury – wyjaśnia mi Witold Iwanowski, który dla przyszłych właścicieli posiadłości w Świacku oceniał ją pod kątem walorów zabytkowych. Iwanowski wspomina, jak kilka lat temu przedstawiał swoją opinię delegacji z Austrii, która reprezentowała Raiffeisen Bank powiązany kapitałowo z białoruskim Priorbankiem. Austriacy zastanawiali się wówczas nad kupnem pałacu Umiastowskich w Żemłosławiu. – Zrezygnowali, bo uznali, że białoruskie ustawodawstwo nie gwarantuje zagranicznemu inwestorowi prawa własności – mówi Iwanowski.

W opinii Astapowicza inwestorów odstrasza nie tylko złe prawo, ale też wszechpotężna białoruska biurokracja. Czy o opiekę nad niszczejącymi dworami i pałacami szlacheckimi mogliby się ubiegać przedstawiciele rodów, do których te majątki należały? – Niestety, Białoruś nie ma ustawy o restytucji – rozkłada ręce Astapowicz. – Lista zabytków jest długa – ponad 4 tys. pozycji. A nawet gdy państwo znajduje środki na renowację, to nagminnie łamie jej zasady. U nas można spotkać takie cuda, jak zabytkowe budowle z oknami z plastiku – dodaje.

– Stosunek do historii, szczególnie tej związanej z polskim dziedzictwem na Białorusi, niewiele się zmienił od czasów radzieckich – przekonuje grodzieński historyk i działacz opozycyjnego ruchu „O wolność” Edward Dmuchowski. Opowiada, jakie rozczarowanie przeżył, gdy podczas remontu domu Elizy Orzeszkowej w Grodnie dostrzegł pod osypanym tynkiem murów silikatowe cegły. – To oznacza, że przez dziesięciolecia władze okłamywały mieszkańców Grodna i turystów. Zapewniały, że przeniosły autentyczny dom pisarki o kilka metrów od jezdni, by nie przeszkadzał samochodom. W rzeczywistości ten prawdziwy został zburzony, a w zamian wzniesiono atrapę ze współczesnych materiałów.

Przedsiębiorcy nie kwapią się z kupowaniem „staroci” po cenach proponowanych przez państwo. Stare budowle potrzebują kosztownych renowacji. Gdy jednak nadarza się okazja nabycia zabytkowego majątku za przysłowiowy grosz – w grę wkracza prokurator.

Tak właśnie było z białoruską kopią pałacu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w warszawskich Łazienkach – z pałacem Umiastowskich we wsi Żemłosław (leży 40 kilometrów od Lidy w obwodzie grodzieńskim przy granicy z Litwą). Przewodniczący miejscowego kołchozu pozbył się za bezcen kłopotliwych, bo wymagających natychmiastowego remontu, zabudowań na rzecz biznesmena z Mińska. Teraz grozi mu do sześciu lat więzienia za korupcję.

Pozostało 93% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017