Prawdziwy patriota, który chce przywrócić Iranowi poczucie dumy i nie daje się zastraszyć Ameryce. Do tego uczciwy i niezwykle skromny – tak postrzegają Mahmuda Ahmadineżada jego zwolennicy. Przeciwnicy mówią, że ten wizerunek to jedynie fasada, za którą kryje się wyrachowany gracz.
Ahmadineżad pochodzi z rodziny biednych wieśniaków, którzy postanowili się przenieść do Teheranu, aby dać dzieciom szansę na lepsze życie. Mahmud nie zawiódł ich oczekiwań. W najważniejszym dla Irańczyków egzaminie, który decyduje o przyjęciu na studia, zajął 132. miejsce na 150 tysięcy zdających.
Ojciec, kowal, często zabierał syna do meczetu, gdzie wiele mówiono o dyktaturze szacha i wsparciu, jakie otrzymuje od USA. Dlatego na studiach młody Ahmadineżad zaczął aktywnie działać w radykalnym Muzułmańskim Związku Studentów, jednej z kilku organizacji, które pomogły w obaleniu dyktatury szacha Mohammada Rezy Pahlawiego. Potem razem z towarzyszami zajął się budową państwa religijnego.
– Jego mentorem był radykalny mułła Mezbah Jazdi, który wpoił swoim uczniom, że świat trzeba przygotować na powrót imama Mahdiego [zbawiciela]. A ponieważ ma on powrócić w wyniku wielkiej wojny, niektórzy łączą to z chęcią posiadania przez Ahmadineżada bomby atomowej – mówi „Rz” izraelski publicysta Josi Melman, współautor książki o Ahmadineżadzie zatytułowanej „Nuklearny sfinks”.
W życiorysie prezydenta Iranu jest wiele niewyjaśnionych luk. Część ekspertów podejrzewa, że Ahmadineżad próbuje ukryć m.in. swój udział w likwidowaniu przeciwników rewolucji i że należał do brygad al Kuds, które odpowiadały za zabijanie irańskich dysydentów za granicą.