Kilka dni temu izraelska policja została wezwana na bazar Mahane Jehuda w Jerozolimie. Wezwał ją handlarz rybami, do którego kramu przyszedł zachowujący się podejrzanie młody człowiek. Na głowie miał myckę, nosił pejsy i wypytywał, czy właściciel nie zatrudnia Arabów. Przybyli na miejsce funkcjonariusze zatrzymali nastolatka i zawieźli go na komisariat.
Podczas przesłuchania okazało się, że 19-letni Meir Ettinger przyjechał do Jerozolimy z żydowskiego osiedla Yizhar na Zachodnim Brzegu Jordanu. Młody człowiek miał brać udział w projekcie „Hebrajska praca", w ramach którego nacjonalistyczni ekstremiści z tej miejscowości sporządzają czarne listy sklepów, punktów usługowych i barów, które zatrudniają arabskich pracowników.
Miejsca takie umieszczają w specjalnej bazie danych. Gdy praca zostanie zakończona i radykałowie sprawdzą wszystkie sklepy na terenie Jerozolimy, wyniki swoich badań opublikują w postaci specjalnej broszury. Być może czarna lista będzie dostępna również w Internecie. Po co? Jak przyznał aresztowany, chodzi o to, by ostrzec Żydów przed „zdrajcami dającymi zarobić wrogom".
Bojkot
Według niego przyzwoici Żydzi powinni bojkotować zamieszczone na liście punkty. Jak pisze dziennik „Haarec", ekstremiści planują wywiesić listy równieżna na rogach ulic i głównych placach miasta. – Nie wiem, w czym widzicie problem. Wyrządzamy po prostu przysługę społeczeństwu, w którego interesie nie leży kupowanie w sklepach zatrudniających Arabów – powiedział gazecie jeden z radykałów Benzion Gopstein.
Pomysłem przerażeni są natomiast mieszkający w Izraelu Arabowie. – To po prostu szokujące. Rasizm w czystej postaci. Przed wojną w Trzeciej Rzeszy, narodowi socjaliści bojkotowali sklepy żydowskie. Teraz ci Żydzi chcą zrobić to samo. Powinni się wstydzić – powiedział „Rz" szef Arabskiego Centrum Prawa i Polityki w Nazarecie Jusef Dżabarin.