Okres izolacji Iranu w międzynarodowym handlu można liczyć nawet w trzech dekadach. Całe pokolenie młodych przedsiębiorców dorastających w duchu dawnej Persji należącej do tzw. osi zła, jak Amerykanie zwykli nazywać kraje sponsorujące terroryzm. Dziś z pierwotnego składu „złych" pozostała na mapie w niezmienionym politycznym reżimie jedynie Korea Północna. Pozostali w mniejszym lub większym stopniu przeszli na lepszą stronę.
Prezydent Barack Obama powtarza, że układ z Iranem nie jest oparty na zaufaniu, ale na ciągłej weryfikacji. Zachód będzie Teheranowi patrzył na ręce, ale i sam Iran ma możliwość kwestionowania działań wobec siebie, gdy uzna, że nowi-starzy partnerzy nie wywiązują się z obietnic. Jak na razie amerykański Bloomberg prognozuje, że pierwsze, największe korzyści przyjdą dla trzech branż: motoryzacyjnej, dóbr luksusowych i przemysłu tytoniowego. Z pierwszej ucieszą się głównie Francuzi. Dla Renaulta oraz Peugeota Iran był zawsze ważnym rynkiem, na 2017 rok spodziewany jest znaczny wzrost sprzedaży francuskich samochodów w tym kraju. W dalszej kolejności Irańczycy mają zwiększyć zapotrzebowanie na znane marki jak np. LVMH czy Prada. Analitycy nie spodziewają się, że nagle kraj rządzony twardą ręką ajatollahów otworzy stolicę na zagraniczne butiki, ale na pewno zwiększy się popyt na takie dobra za granicą. Irańczycy z podróży wrócą z większymi zakupami. Wreszcie w kraju z 77 mln populacją pali się rocznie 53 mld papierosów. Zachodni producenci mogą z optymizmem czekać na wejście na irański rynek.
Czwartym kierunkiem rozwoju Iranu będzie z pewnością sektor wojskowy. Tutaj spodziewany jest jeden z największych wzrostów, ponieważ armia wymaga szybkiej modernizacji. Rosja i Chiny nie mogą doczekać się możliwości sprzedaży Teheranowi swojego uzbrojenia. Postawa Siergieja Ławrowa, który wyjątkowo wobec izolacji Rosji przez Zachód, pomagał Stanom Zjednoczonym w wiedeńskich negocjacjach, wskazuje, że Rosja z utęsknieniem wyczekuje szansy na zaopatrzenie Iranu w technologię własnej produkcji. W końcu od kilkunastu miesięcy wstrzymano dostawy rosyjskich rakiet S-300 do Iranu. O takie podejście zabiegał sam prezydent Obama.
Iran potrzebuje wszystkiego, co tylko będzie można mu sprzedać. Porozumienie z Wiednia zakłada 5-letnie embargo na broń rakietową, 8-letnią karencję na pociski balistyczne. Jednak czas upływa bardzo szybko, szczególnie, gdy się czeka na wzmocnienie własnego potencjału. Moskwa i Pekin z pewnością staną do walki o pierwszeństwo w zaopatrywaniu nowego rynku. Teheran będzie mógł wybierać między chińskimi myśliwcami JF-17 (tworzone we współpracy z Pakistanem, bardzo atrakcyjne cenowo – 15-25 mln dolarów za sztukę) a rosyjskimi Su-35 (nawet do 65 mln dolarów za egzemplarz). W grę mogą wchodzić także maszyny PAK FA (opracowywany dopiero wspólnie przez Rosję i Indie myśliwiec piątej generacji, 50 mln dolarów) lub chińskie J-31 (chiński odpowiednik, także 5. generacji, cena jeszcze nieustalona, może osiągać nawet 100 mln dolarów).
Iran z pewnością będzie chciał pozyskać nowe systemy rakietowe. Wspominane obiecane już przez Rosję wyrzutnie S-300 mogą zostać wykorzystywane razem z chińskimi odpowiednikami, HQ-18. Trzeba mieć nadzieję, że czasy drażnienia Zachodu przez Iran testami rakiet balistycznych produkcji, odejdą w niepamięć. Jeszcze przed rokiem, w lutym 2014 Teheran z dumą ogłaszał próby wyrzutni Bina. Irańskie okręty wojenne miały wówczas nosić się z zamiarem podpływania do amerykańskich granic morskich. Dziś wiadomo, że wciąż dumny i jednocześnie zadowolony z osiągniętego porozumienia Iran będzie dozbrajał się w okręty wojenne, pojazdy opancerzone i wszystko, czego tylko zażyczy sobie armia. Z poszanowaniem embarga, żeby nie popsuć pozytywnego klimatu wokół wyjątkowo skutecznej obecnie międzynarodowej dyplomacji.