Sojusznicy mniej wiarygodni

Brytyjczycy nie wsparli Amerykanów podczas bitwy o Basrę, bo zawarli układ z rebeliantami. Czy w dzisiejszych czasach można liczyć na sojuszników?

Aktualizacja: 06.08.2008 08:36 Publikacja: 06.08.2008 06:27

Bojownicy Armii Mahdiego obrzucali granatami transportery opancerzone i stawiali płonące barykady na

Bojownicy Armii Mahdiego obrzucali granatami transportery opancerzone i stawiali płonące barykady na ulicach Basry (marzec 2008)

Foto: AP

Do bitwy doszło w marcu. Po jednej stronie do walki przystąpiła owiana złą sławą szyicka Armia Mahdiego, po drugiej irackie oddziały rządowe i amerykańscy marines. Siły koalicji były ostrzeliwane z ciężkich karabinów maszynowych, moździerzy i ręcznych wyrzutni rakiet. Bojownicy obrzucali granatami transportery opancerzone i stawiali płonące barykady na wąskich uliczkach miasta. Była to jedna z najcięższych bitew stoczonych ostatnio w Iraku.

W tym czasie w położonej nieopodal bazie stacjonowało około czterech tysięcy brytyjskich żołnierzy. Piechota, doskonale wyszkoleni komandosi z SAS i cała brygada zmechanizowana. Nie kiwnęli jednak palcem, by pomóc amerykańskim i irackim sojusznikom. Kiedy wreszcie Londyn zgodził się, by wkroczyli do akcji, bitwa była niemal zakończona. Irakijczycy i Amerykanie pokonali przeciwnika.

Jak ujawnia „The Times”, Brytyjczycy nie udzielili im wsparcia, bo wcześniej zawarli tajne porozumienie z przywódcami Armii Mahdiego. Na jego mocy żołnierze Jej Królewskiej Mości i szyiccy, uzbrojeni przez Iran, bojownicy mieli nie wchodzić sobie w drogę. O porozumieniu dowiedzieli się Amerykanie, którzy – jak donosi brytyjski dziennik – są „zszokowani” i mają ogromne pretensje do Brytyjczyków.

– Byłem wstrząśnięty, że nasi koalicjanci zawarli układ z wrogiem – powiedział amerykański kapitan Eric Whyne, który brał udział w walkach. Podkreślił, że członkowie Armii Mahdiego przy biernej postawie Brytyjczyków dokonali w Basrze „straszliwych masakr”.

Rozczarowania nie kryje również rząd Iraku, który stara się zaprowadzić porządek w pogrążonym w chaosie kraju. Rolą sił koalicji międzynarodowej ma być pomoc w osiągnięciu tego celu. Tymczasem, jak twierdzą rozmówcy „The Timesa”, priorytetem brytyjskiej armii w Basrze stało się unikanie konfrontacji z rebeliantami, by stracić jak najmniej żołnierzy.

To właśnie strach przed ewentualnymi stratami miał powstrzymać Brytyjczyków przed włączeniem się do bitwy.

Podobnymi motywami kierują się stacjonujący w Afganistanie żołnierze z Niemiec. Rząd w Berlinie zdecydowanie zastrzegł, że oddziały Bundeswehry, które zostały rozmieszczone w tym kraju, nie mogą brać udziału w operacjach bojowych. Niemcy stacjonują więc w najspokojniejszych częściach Afganistanu i skupiają się na odbudowie zniszczonego wojną kraju.

Wywołuje to irytację Amerykanów i innych sojuszników, którzy biorą udział w walkach z talibami. Waszyngton od dłuższego czasu stara się skłonić Niemców do przerzucenia części wojska do niebezpiecznych, południowych prowincji kraju, gdzie mogliby pomóc w zwalczaniu rebeliantów. Sprawę tę prezydent George W. Bush poruszył podczas spotkania z kanclerz Angelą Merkel.

Na brak mandatu do walki z rebeliantami w 2004 roku powoływali się również Polacy, gdy w znajdującym się w ich strefie irackim mieście Nadżaf wybuchła rebelia. Stłumić ją musieli Amerykanie.

– To była dobra decyzja i Amerykanie nie mieli do nas o to specjalnych pretensji. Pacyfikacja miasta porównywalnego wielkością z Częstochową to nie było dobre zadanie dla polskiej armii – mówi „Rzeczpospolitej” strateg wojskowy, generał Bronisław Balcerowicz.

Podobne przypadki powodują jednak utratę zaufania do sojuszników. Skoro państwa Zachodu odmawiają brania udziału w stosunkowo niewielkich operacjach, to czy zaangażowałyby się w prawdziwą wojnę w obronie sojusznika.

Między innymi z powodu takich obaw podczas zeszłorocznych negocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej polski rząd domagał się podpisania dwustronnej umowy wojskowej ze Stanami Zjednoczonymi.

Polscy urzędnicy sugerowali wówczas, że sojusznicze gwarancje NATO w przypadku poważnego konfliktu mogą nie wystarczyć.

Brytyjskie Ministerstwo Obrony www.mod.uk

prof. Roman Kuźniar, politolog

Rz: Zachodnie armie nie kwapią się do pomagania sobie nawzajem podczas misji stabilizacyjnych. Czy można jeszcze polegać na sojusznikach?

Roman Kuźniar:

Sojusze międzynarodowe i wspólne uczestnictwo w misjach to dwie różne sprawy. Amerykanie w Iraku i w Afganistanie rozwiązują wszystkie problemy w sposób radykalny. Armie innych państw nie muszą podzielać tej strategii. Czym innym są umowy międzynarodowe, które zobowiązują sygnatariuszy do obrony terytorium sojusznika, gdy ten zostanie zaatakowany.

Może tu chodzi o filozofię. Może państwa zachodniej Europy straciły ducha bojowego. Jeżeli nie są w stanie pomóc Amerykanom w takich operacjach, to co by było, gdyby musiały na przykład stanąć w obronie zaatakowanej Polski?

To jest tzw. moment „sprawdzam“, który – miejmy nadzieję – nigdy nie nastąpi. Brytyjczycy od dawna słyną jednak z tego, że walczą cudzymi żołnierzami i starają się unikać strat własnych. Przekonaliśmy się o tym w 1939 roku, gdy nie kwapili się do wypełnienia sojuszniczych zobowiązań. Dotyczy to zresztą wszystkich Anglosasów. W Polsce wiele osób nadal myśli w naiwny, romantyczny sposób. Przypominam jednak, że Amerykanie do obu wojen światowych dołączyli dopiero wtedy, gdy zostali zaatakowani.

Na czym powinniśmy w takim razie opierać nasze bezpieczeństwo?

Sojusze to tylko dodatek. Priorytetem jest rozbudowa własnych sił zbrojnych. Wartościowy, wiarygodny sojusznik to taki, który posiada silną armię zdolną do walki i który jest gotów na ofiarę krwi.

rozmawiał Piotr Zychowicz

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021