Do bitwy doszło w marcu. Po jednej stronie do walki przystąpiła owiana złą sławą szyicka Armia Mahdiego, po drugiej irackie oddziały rządowe i amerykańscy marines. Siły koalicji były ostrzeliwane z ciężkich karabinów maszynowych, moździerzy i ręcznych wyrzutni rakiet. Bojownicy obrzucali granatami transportery opancerzone i stawiali płonące barykady na wąskich uliczkach miasta. Była to jedna z najcięższych bitew stoczonych ostatnio w Iraku.
W tym czasie w położonej nieopodal bazie stacjonowało około czterech tysięcy brytyjskich żołnierzy. Piechota, doskonale wyszkoleni komandosi z SAS i cała brygada zmechanizowana. Nie kiwnęli jednak palcem, by pomóc amerykańskim i irackim sojusznikom. Kiedy wreszcie Londyn zgodził się, by wkroczyli do akcji, bitwa była niemal zakończona. Irakijczycy i Amerykanie pokonali przeciwnika.
Jak ujawnia „The Times”, Brytyjczycy nie udzielili im wsparcia, bo wcześniej zawarli tajne porozumienie z przywódcami Armii Mahdiego. Na jego mocy żołnierze Jej Królewskiej Mości i szyiccy, uzbrojeni przez Iran, bojownicy mieli nie wchodzić sobie w drogę. O porozumieniu dowiedzieli się Amerykanie, którzy – jak donosi brytyjski dziennik – są „zszokowani” i mają ogromne pretensje do Brytyjczyków.
– Byłem wstrząśnięty, że nasi koalicjanci zawarli układ z wrogiem – powiedział amerykański kapitan Eric Whyne, który brał udział w walkach. Podkreślił, że członkowie Armii Mahdiego przy biernej postawie Brytyjczyków dokonali w Basrze „straszliwych masakr”.
Rozczarowania nie kryje również rząd Iraku, który stara się zaprowadzić porządek w pogrążonym w chaosie kraju. Rolą sił koalicji międzynarodowej ma być pomoc w osiągnięciu tego celu. Tymczasem, jak twierdzą rozmówcy „The Timesa”, priorytetem brytyjskiej armii w Basrze stało się unikanie konfrontacji z rebeliantami, by stracić jak najmniej żołnierzy.