[b]RZ: Co pan sądzi o opublikowanym właśnie rzekomym odpisie z kenijskiego aktu urodzenia Obamy?[/b]
[b]Philip Berg:[/b] Według mnie to fałszywka, nie warto się nią zajmować. Należy natomiast zadać pytanie, kto ją przygo-tował i w jakim celu. Czy przypadkiem nie byli to ludzie samego Obamy, którzy robią wszystko, by przedstawić nas w złym świetle, ukazać nas jako wariatów? Mówię „nas”, bo nie jestem sam, jest nas wielu.
Nasi krytycy wymachują nieustannie jednym jedynym kawałkiem papieru, powtarzając w kółko, że to hawajski akt urodzenia Obamy. Tymczasem ten dokument nie spełnia warunków takiego aktu. Nasz ekspert ustalił to ponad wszelką wątpliwość. Nie ma też nikogo z obsługi szpitala, kto pamiętałby narodziny Obamy. Nikt nie odważył się powiedzieć: byłem lub byłam przy tym. Dziwne, prawda? Co więcej, kenijska babka Obamy stwierdziła, że była przy jego narodzinach w Kenii.
[b]A więc to są pana koronne dowody? Wystarczyłyby w sądzie?[/b]
Gdyby pozwolono mi wystąpić przed sądem, przedsta- wiłbym dość dowodów poszlakowych, by uznano Obamę za winnego. Oczywiście wciąż czekamy na dodatkowe, twardsze dowody.