Dmitrij Miedwiediew nakazał Ministerstwu Obrony „zrobić wszystko w celu odnalezienia i uratowania statku »Arctic Sea«”.
– Na polecenie prezydenta wszystkie rosyjskie okręty na Atlantyku przyłączyły się do poszukiwań frachtowca Arctic Sea – poinformował media dowódca marynarki wojennej admirał Władimir Wysocki. Okręty mają być wspierane przez satelity. W natłoku pojawiających się w ostatnich tygodniach informacji pewne jest tylko, że frachtowiec 22 lipca wypłynął z fińskiego portu, a 28 lipca – ostatni raz nawiązano z nim kontakt. Reszta to same zagadki i hipotezy.
Statek z 15-osobową rosyjską załogą, pływający pod maltańską banderą, ruszył do Algierii z transportem drewna należącego do fińskiej firmy. Dwa dni po opuszczeniu portu w Finlandii, znajdując się jeszcze na Bałtyku, statek podobno został napadnięty. Uzbrojeni i zamaskowani ludzie łamaną angielszczyzną przedstawili się jako policjanci. Związali 15-osobową załogę i przez kilkanaście godzin przeszukiwali statek. Szwedzi zapewniają, że nie mieli z tym nic wspólnego. Nie wiadomo, kim byli ci ludzie ani czego szukali. Media nazwały to zdarzenie – które wyszło na jaw dopiero tydzień później – pierwszym atakiem piratów w Europie od 60 lat.
„Arctic Sea” wpłynął do Cieśniny Kaletańskiej między Wielką Brytanią a Francją – właśnie wtedy ostatni raz kontaktował się z lądem. Następnie zniknął z radarów lądowych operatorów – prawdopodobnie automatyczne urządzenie, które przekazywało dane o jego pozycji, zostało wyłączone. – Na alarm zaczęto bić dopiero, gdy 4 sierpnia statek nie pojawił się w algierskim porcie Bidżaja – mówi „Rz” rosyjski ekspert morski Michaił Wojtenko, który od początku śledził tę tajemniczą historię. Nie udało się nawet ustalić, w którym miejscu statek zniknął. – Podobno ostatni raz był widziany u wybrzeży Portugalii, ale tamtejsze władze nie mają go w rejestrze jednostek, które wpływały na ich wody terytorialne – dodaje Wojtenko.
– Trudno jest ocenić, co się naprawdę wydarzyło, bo to niespotykana sytuacja. Można tylko wykluczyć pewne możliwości – mówi ekspert. – Po pierwsze mało prawdopodobny jest atak piratów w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Żadni piraci nie byliby w stanie zorganizować tak wyrafinowanej akcji. Wojtenko zgadza się z hipotezą, że na statku musiał się znajdować jakiś „szczególny towar”, wyklucza jednak, by były to narkotyki czy zwykła kontrabanda. – Nie chcę zgadywać, ale to musiało być coś bardzo poważnego, bo to bardzo skomplikowana operacja – ocenia. Brytyjskie media twierdzą, że porywacze skierowali frachtowiec ku wybrzeżom Afryki Zachodniej. Wojtenko nie wyklucza takiej możliwości – uważa, że statek znajduje się poza wodami Europy.