Już dzień po wybuchach, które zniszczyły magazyny w Tiencin, Chen Guangbiao przyjechał na miejsce katastrofy. Chińczyk zasłynął już z prowadzenia własnych akcji ratunkowych, a w portowym mieście bezpośrednio zagrożonych eksplozjami zostało co najmniej 90 tysięcy osób.
Jednak bardzo szybko Guangbiao zaczął mieć problemy z oddychaniem. Natychmiast zabrano go szpitala. Multimilioner stał się jedną z kilkuset ofiar już nie eksplozji, ale akcji ratunkowej. Dowódcy wojskowi nadzorujący ewakuację mieszkańców i dezynfekcję terenu poinformowali w końcu, że na terenie zniszczonych magazynów znaleziono w dwóch miejscach kilkaset ton cyjanku sodu.
Multimilioner dał się poznać już w 2008 roku, gdy sam, za własne pieniądze zorganizował akcję ratunkową po trzęsieniu ziemi w prowincji Syczuan. Wtedy uratował 13 osób spod zwałów. Jednakże jego prawie miliardowy majątek (liczony w dolarach) nie pomógł mu teraz, w obliczu technogennej katastrofy, której przyczyna do dziś nie jest znana.
Wojskowi przyznali jedynie, że eksplozje zaczęły się od zapalenia „trujących substancji" na terenie jednego z magazynów. Nie wiadomo jednak do końca, co to była za substancja ani też kto i po co ją zapalił.
Obserwatorzy raczej domyślają się, niż wiedzą, że trujące opary powstały po spaleniu cyjanku sodu. W początkowej fazie akcji ratowniczej zatruły one kilkudziesięciu strażaków, ich ofiarą padł prawdopodobnie również Guangbiao. Miał jednak więcej szczęścia od ratowników, bo współpracownicy szybko wywieźli go z rejonu katastrofy. Zaginionych strażaków zaś do dziś poszukują wśród gruzów ich koledzy.