Reklama

Solidarność ma być ukarana

W dobie koniunktury pracownicy sądów mieli siedzieć cicho.

Publikacja: 01.02.2019 23:01

Solidarność ma być ukarana

Foto: Adobe Stock

W ostatnim czasie zelektryzowała sędziów wiadomość, że w ramach szukania środków na podwyżki dla pracowników zostaną im obcięte o połowę tzw. kilometrówki, czyli zwrot kosztów dojazdów z miejsca zamieszkania do siedziby sądu w innej miejscowości, a także zamrożone przyznawanie pożyczek sędziowskich. Beneficjentem tych drugich nigdy nie byłem, pierwsze otrzymuję w kwotach symbolicznych.

Czytaj także: Sądy powszechne umierają w ciszy - Tomasz Krawczyk o zmianach w wymiarze sprawiedliwości

Potrzeba podwyżek jest oczywista

Rozumiem jednak rozgoryczenie kolegów, którzy do swojego sądu dojeżdżają niekiedy po kilkadziesiąt kilometrów. Zwrot tych kosztów jest wówczas pokaźną pozycją w domowym budżecie. Pierwotnie niechętny stosunek do przywileju ubiegania się o pożyczki sędziowskie nieco u mnie złagodniał, od kiedy w sprawach o kredyty frankowe zaczęły pojawiać się zastrzeżenia, że orzekający w nich sędzia również ma takowy, a teraz sądzi sprawę frankowicza.

Zasadność przyznania znaczących podwyżek pracownikom sądów jest oczywista dla środowiska sędziowskiego, bo urzędnicy zarabiają nieproporcjonalnie do: obciążenia pracą, kwalifikacji i odpowiedzialności. Zwłaszcza w dużych miastach znalezienie dobrych kandydatów do pracy w sekretariatach jest obecnie sporym wyzwaniem. Jednocześnie obserwujemy odpływ świetnych pracowników do sektora prywatnego lub za granicę. Aktualnie więcej zarobi się nawet na kasie w dyskoncie, więc bez znaczącego podwyższenia pensji nie utrzyma się od tej strony sprawnego funkcjonowania sądów.

Na wydatki ideologiczne

Nie można zaś dziwić się pracownikom sądów, skoro w ostatnim okresie zarobki dookoła wzrosły, podobnie jak koszty życia, a stale słyszymy informacje o doskonałej koniunkturze i nadwyżce budżetowej. Każdy widział, jak duże nakłady finansowe, zwłaszcza w ubiegłym roku, przeznaczono w sądownictwie na kwestie ideologicznie ważne dla partii rządzącej. Szafowano zatem funduszami na dodatki funkcyjne dla nowo powołanych ponad 130 sędziów sądów dyscyplinarnych i prezesów tych sądów, rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych i jego dwóch zastępców. Powiększono personalnie Sąd Najwyższy o dwie dodatkowe izby i o 44 dodatkowe etaty sędziowskie w SN, nie licząc kosztów pomieszczeń, urządzeń technicznych, etatów asystenckich, referendarskich i urzędniczych, przy czym jeszcze przyznano wszystkim sędziom Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego dodatek do wynagrodzenia w wysokości 40 proc. uposażenia.

Reklama
Reklama

Przedterminowo odesłano sporą grupę sędziów Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego w stan spoczynku, podobnie jak sporą grupę kobiet-sędziów z sądów powszechnych, którym też (początkowo nawet przymusowo) zaproponowano wcześniejsze przejście na emeryturę tylko po to, aby zwolnić możliwie dużo miejsca dla nowo kreowanych własnych elit sędziowskich. Grupa dwustu sędziów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości, Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury i innych podmiotów stale pobiera tam niebagatelne dodatki do pensji sędziowskiej w postaci własnych dodatków, a także otrzymuje zwrot kosztów wynajęcia mieszkania.

Jakiś czas temu medialnym echem odbiła się informacja o przeniesieniu przez ministra sprawiedliwości pewnego prezesa z nadania faksu do innego sądu tylko po to, aby mógł nadal otrzymywać z tego tytułu stosowne świadczenia finansowe. Na te wszystkie sprawy pieniądze z budżetu wykładano nadzwyczaj chętnie. Tymczasem podwyżki dla urzędników sądowych przyznano dopiero wtedy, gdy ci zaczęli się o nie energiczniej upominać, ale i tak mają być zgoła symboliczne.

Reakcja była zrozumiała

Większość obecnych „reform" w wymiarze sprawiedliwości niewątpliwie spotyka się z protestami sędziów. Wspieranie przez nas słusznych postulatów pracowników sądownictwa jest od tego niezależne, a zbieżność czasowa tych faktów wynika wyłącznie z tego, że to ostatnie trzy lata przyniosły wszędzie poza sądami znaczące zwyżki płac. To w końcu spowodowało ich zrozumiałą reakcję przypadającą właśnie na koniec 2018 r. Z ostatnich wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości płynie jasny przekaz, że decyzja o ograniczeniu kilometrówek i zawieszeniu udzielania pożyczek sędziowskich ma być po prostu represją za owe akty solidarności. Rzeczywiście, przy koszcie żądań płacowych pracowników sądów szacowanym przez resort na 350 mln zł oszczędności rzędu 10 mln zł na zwrotach przejazdów i 35 mln zł z tytułu pożyczek w żaden sposób nie załatają tych potrzeb.

Intencja Ministerstwa Sprawiedliwości jest czytelna i wynika z błędnego założenia, że poparcie dla pracowników jest elementem protestów sędziów. Przypomnieć zatem warto, że karanie za akty solidaryzmu nigdy nie wywiera pozytywnego skutku, lecz zwykle przynosi efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego. Jeśli Ministerstwo Sprawiedliwości próbowało wbić klin między sędziów aktywnie sprzeciwiających się obecnym reformom a ich resztę, naiwność tego zabiegu kiepsko świadczy o wyczuciu nastrojów środowiska, za to aż nadto obrazuje arogancki stosunek obecnej władzy do ogółu sędziów. Końcowym efektem będzie tylko wzmocnienie solidarności. Tym bardziej złudne byłyby jakieś nadzieje resortu na skonfliktowanie orzeczników z urzędnikami sądowymi.

Ministerstwo woli karać

Warto nadmienić, że niektórzy z sędziów otwarcie deklarują, że byliby nawet gotowi zrezygnować z pobierania tych świadczeń, skoro urzędnikom nikt nie refunduje np. kosztów dojazdów. Gdy jednak gołym okiem widać, że dodatkowych środków finansowych w sferze wymiaru sprawiedliwości można wydawać, ile się chce, ale wyłącznie na cele ideologicznie potrzebne partii rządzącej, entuzjazm dla podobnych poświęceń ze zrozumiałych powodów ustępuje miejsca przekonaniu, że środki w budżecie jednak są, a przynajmniej byłyby w ostateczności do wygospodarowania przez resort w razie krytycznego przeanalizowania tych nowych wydatków.

Ministerstwo Sprawiedliwości woli tymczasem ukarać sędziów odbieraniem części świadczeń, zamiast otwarcie przyznać, że przeszacowało wydatki związane z „reformowaniem" wymiaru sprawiedliwości, a do tego liczyło, że w dobie trwającej koniunktury gospodarczej pracownicy sądów będą jednak siedzieć cicho, nie upominając się o znaczące podwyżki. W jednym i drugim przypadku założenia były chybione. W żadnym razie kosztów tych oczywistych błędów kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości i obecnej większości parlamentarnej nie mogą teraz ponosić sędziowie orzekający na co dzień w sądach.

Reklama
Reklama

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Łodzi

Zawody prawnicze
Notariusze zwalniają pracowników i zamykają kancelarie
Spadki i darowizny
Czy darowizna sprzed lat liczy się do spadku? Jak wpływa na zachowek?
Internet i prawo autorskie
Masłowska zarzuca Englert wykorzystanie „kanapek z hajsem”. Prawnicy nie mają wątpliwości
Prawo karne
Małgorzata Manowska reaguje na decyzję prokuratury ws. Gizeli Jagielskiej
Nieruchomości
Co ze słupami na prywatnych działkach po wyroku TK? Prawnik wyjaśnia
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama