Niezwykłą, trzeba przyznać. W stałą kolekcję Borghese wkomponowano 60 dzieł niemieckiego autora, wypożyczonych z muzeów europejskich i amerykańskich. Całość (a więc stały zbiór także) zgrupowano w kilku sekwencjach: dworski smak, władza kobiet, nowa religijność, wątki mityczne, świadomość ciała.
I co się okazuje? Że prowincjusz z Północy wyróżnia się oryginalną, jakby celowo niedoskonałą manierą na tle perfekcyjnych południowców. Jest trochę śmieszny, bardzo dekoracyjny, niekiedy wdzięczący się do odbiorcy. Pakuje w kompozycje mnóstwo detali, cyzeluje ornamenty i desenie na wykwintnych strojach. Piórka przy kapeluszach, klejnoty, pieski pozujące u nóg utytułowanych państwa – to trąci średniowieczem i skodyfikowaną sztuką dworską. Mimo wszystko, całość tworzy zwartą kompozycję. Co więcej, ma wyrazisty charakter.
Szczyty baśniowego efekciarstwa, to wyobrażone przez Cranacha sceny „złotego wieku ludzkości” (znaczy, w raju) i obrazki z polowań na jelenie. Skłębiony nurt rzeki, nurzające się w nich rogacze, mierzący do nich z łuków wytworne damy i eleganccy panowie; na horyzoncie – wypasione zamczysko. Niby obrazy olejne, a wyglądają jak tapiserie zdobiące paradne komnaty. Z takim też przeznaczeniem – ku ozdobie – powstały.
[srodtytul]Muślinowa skromność [/srodtytul]
Co do stylu: Łukasz z Wittenbergi bardziej rysuje, niż macha pędzlem. Kudy mu do takiego Tycjana, króla nieokiełznanego malarstwa! Jednak Cranacha zapamiętuje się od pierwszego spojrzenia. Zwłaszcza wykreowany przez niego typ kobiety. To jakby jedna i ta sama modelka. Kociooka, długonoga anorektyczka w wymyślnych nakryciach głowy, wystrojona nawet wówczas, gdy udaje nagą antyczną boginię. Wyuzdana, acz niewinna; daleka od klasycznej piękności, lecz urzekająca; niepodobna do baby z krwi i kości, zarazem emanująca seksem, wręcz lubieżna.
Najzabawniejsza jest w roli Wenus z Amorem (Cranach stworzył wiele jej wersji, najwięcej w latach 30. XVI wieku). Oto jeden z wariantów, w wydłużonych, eleganckich proporcjach. Tłusty chłopczyk ze skrzydełkami ma kłopoty z pszczołami, zlatującymi się do plastra miodu, który właśnie dorwał. Na szczęście, owady omijają wykwintną piękność, pozwalając jej zachować dystynkcję ruchów. Dama przechadza się pod drzewem w strojnym kapeluszu, kolii i muślinowym szalu. Poza tym, naga jak… Ewa w raju. Zda się – bliźniacza siostra Wenus, tylko nieco skromniejsza, w dyskretnym miejscu przysłonięta roślinką. Za to Lukrecja gotująca się do samobójczego pchnięcia sztyletem nie wykazuje skrępowania swym obnażonym ciałem. Szyfon, który podtrzymuje na wysokości podbrzusza, dodaje tylko przedstawieniu pikanterii.