Daniel Olbrychski to nie tylko aktor, ale człowiek zaangażowany w działalność polityczną.  Przypomnijmy, że był "twarzą" kampanii PO oraz aktywnie wspierał w wyborach kandydata Komorowskiego. Na łamach "Newsweeka" nie omieszkał o tym przypomnieć

Zawodowo nigdy nie zamierzałem się polityką zajmować, bo z tego co, widzę po kolegach politykach, ona strasznie deprawuje. Wolę patrzeć z boku i krytykować. Nawet przyjaciół z Platformy Obywatelskiej. (...) To dobry prezydent. Życzę mu jak najlepiej. (...) Bo ten jest świetny, a ten drugi byłby nieszczęściem dla Polski. Nie wyobrażam sobie, żeby wróciło to, co działo się w Polsce przed paroma laty. Przecież to było haniebne, przyniosło niepowetowane straty i międzynarodowe, i w samej Polsce. Groza ta IV Republika. Wiało bolszewizmem. Teraz zagrożenie istnieje, ale mam nadzieje, że nie wróci.

Cóż, żal powiedzieć, ale hasło: "Olbrychski na prezydenta" musi odejść do lamusa.

To były żarty. A my rozmawiamy poważnie. Mnie polityka jako sposób na życie nie interesuje. Niech każdy robi to, co umie najlepiej. A ja nie umiałbym się jej całkowicie poświęcić. Musiałbym być bardzo zaangażowany.

Czujemy się głęboko rozczarowani deklaracjami aktora. Po cichu liczyliśmy, że z jego doświadczeniem uda się powstrzymać nie tylko potop, ale również barbarzyńskie hordy. Kto jeśli nie syn Tuchaj-Beja mógłby zatrzymać nawałę bolszewizmu? Panie Danielu, szablą ich, jak w Zachęcie!