Gdzie podziały się te czasy, kiedy Stowarzyszenie „Ordynacka” dzierżyło władzę, a Włodzimierz Czarzasty był szanowany na salonach. Zapewne skończyły się wraz z odejściem Aleksandra Kwaśniewskiego i aferą Rywina. Sentyment do SLD w Czarzastym jednak pozostał, choć zabarwiony jest nutką rozczarowania. Wszystko przez wybory, na listach Sojuszu zabrakło bowiem zasłużonych aktywistów.
Sam jestem zdziwiony tą sytuacją. Na listach SLD do Sejmu jest 900 osób. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego mnie w tym gronie nie ma. Patrząc na korowody z kandydowaniem Leszka Millera, Józefa Oleksego, Wandy Nowickiej, Jana Widackiego czy Bartosza Arłukowicza, myślę, że przyczyna ich i mojej nieobecności na listach wyborczych Sojuszu jest jedna – wokół przewodniczącego Grzegorza Napieralskiego są również ludzie, którzy się boją indywidualności.
Najwyraźniej nie znają podstawowej zasady w polityce, że prawdziwy przywódca otacza się ludźmi mądrymi, a nie stara się ich zmarginalizować. W Stowarzyszeniu "Ordynacka", którego jestem szefem, mam wokół siebie różnych ludzi mądrzejszych ode mnie i dzięki nim oddycham – podkreśla Czarzasty i dodaje, że wiedział o tej decyzji. - Wiedzieć, wiedziałem. Jestem przecież szefem Rady Programowej Sojuszu i członkiem sztabu wyborczego. (...) Dlatego mniej więcej wiem, co się dzieje w partii. Ale oficjalnie żadne ciało statutowe nie poinformowało mnie, dlaczego nie ma mnie na listach. Oczekuję od kierownictwa wyjaśnień w tej sprawie.