Oszołomieni niezliczoną liczbą sondaży wróżymy właściwie z fusów i z 9 na 10 października możemy przeżyć noc niespodzianek. Generalnie okrzyknięto tę kampanię najbardziej nudną z dotychczasowych i pytanie, kiedy też ona się tak naprawdę zacznie, przez długie tygodnie wisiało nad polską polityką. (...) Miała to być najbardziej bezwzględna i „krwawa” z dotychczasowych rywalizacji, a okaże się być może najspokojniejsza.
Publicystka zwraca uwagę na to, że kampania odbywała się w różnych miejscach.
To wszystko nie znaczy, że kampania ciekła jak letnia woda z kranu. Tyle, że żrące substancje popłynęły innymi nurtami. Tymi mniej oficjalnymi, po przykościelnych kaplicach, katechetycznych salkach, na spotkaniach klubów „Gazety Polskiej”, w tym całym drugim obiegu wielkiego przemysłu pogardy dla faktów i rozumu, wyrosłego na podłoży smoleńskiej katastrofy, stworzonego i nadal pospiesznie utrwalanego mitu.
Komentuje działania Jarosława Kaczyńskiego:
Jarosława Kaczyńskiego jeszcze półtora roku temu można było nie docenić. Partia mu się sypała, secesja PJN zaszkodziła mu w wyborach samorządowych, wróciły smoleńskie twarze, zamachy, spiski, cały ten sztafaż, który powodował zmęczenie i chęć ucieczki znacznej części wyborców. (...) Mało też kto wierzył, że kolejna zmiana maski i przeistoczenie się smoleńskiego mściciela w dobrotliwego ojca narodu powtarzającego uparcie, że Polacy zasługują na więcej niż na najgorszy z możliwych rządów (czyli rząd Tuska) kogoś jeszcze przekona.