Joanna Lichocka przypomina żale, które Zbigniew Ziobro wylewa ostatnio w studiach TVN24:
Ze stacji tej politycy Solidarnej Polski prawie nie wychodzą. Biedny Ziobro w programie wysypał się zupełnie, że nie zna ani Wolanda, ani kota Behemota i że nawet nie zaświtało mu w głowie, że mogą mieć coś wspólnego z „Mistrzem i Małgorzatą”. Aż żal było patrzeć.
Lider Solidarnej Polski, po tym jak cała Polska zobaczyła go, gdy łamiącym się głosem mówił do mikrofonu trzymanego w trzęsącej się dłoni, wzbudza dziś współczucie, zamiast nadziei na stworzenie silnego ugrupowania. Ostatnie dni bezlitośnie pokazały – ani siły intelektualnej, ani odporności psychicznej, ani charyzmy raczej nie ma.
W portalu niezalezna.pl Lichocka przyznaje, że sama słuchała przemówienia Ziobry.
I widziałam to swoiste samospalenie lidera Solidarnej Polski. To nie młodzieżówka PiS-u (choć ona być może też) skandowała podczas jego przemówienia „Jarosław”, tylko zwykli ludzie, którzy brali udział w marszu. Ale też krzyczeli „Wracaj do PiS-u” i „Jedność”. W czasie wystąpienia Ziobry te okrzyki pojawiały się kilkakrotnie. Były momenty, gdy niezależnie od siebie, ludzie z jednej strony ulicy i placu przed Belwederem krzyczeli „Powrót do PiS-u”, a z drugiej „Jedność”. I było to zupełnie spontaniczne, oddawało to, co ludzie ci myśleli i czego chcieli.