Kamil Durczok: Zakon z inkwizycyjnym zapałem rusza do piłkarskiej ewangelizacji

Dzień w którym Grabarczyk wypnie pierś do orderów, będzie zresztą dniem, kiedy ostatecznie się przekonamy, że słowo „konsekwencje" w polityce nie istnieje

Publikacja: 28.05.2012 15:21

Kamil Durczok: Zakon z inkwizycyjnym zapałem rusza do piłkarskiej ewangelizacji

Foto: W Sieci Opinii

Zdaniem szefa "Faktów" TVN istnieje niezaprzeczalny dowód na istnienie potężnego futbolowego zakonu:

Pół biedy, kiedy zakon oddaje się swoim tajemnym obrządkom i wrzeszcząc „spalony!” albo „sędzia debil!”, odprawia swoje czary. Gorzej, kiedy z inkwizycyjnym zapałem rusza do piłkarskiej ewangelizacji. Wtedy na stosie może wylądować każdy, kto tylko wyda się innowiercą. 

I wyznaje, że sam został "werbalnie spałowany za niedostateczne okazywanie radości z organizowanej w kraju imprezy pod nazwą Euro":

Dostało mi się i za wątpiącą postawę, i za kolegów, którzy a to napomkną, że obiecane na czerwiec autostrady są jeszcze w lesie, a to uznają, że zatrzymanie kraju na trzy tygodnie mistrzostw to lekka przesada.

Durczok uważa, że jest "coś z lekka socjalistycznego w tym nakazie miłości do wszystkiego, co z piłką związane".

Reklama
Reklama

Każda społeczność czy nawet mały zespół działa o niebo lepiej, kiedy mają cel, wokół którego się integrują. To proste jak budowa nieskomplikowanego narzędzia rolniczego. Ale nie trzeba od razu narzucać tej ideologii wszystkim wokół. Nie trzeba patrzeć z odrazą na każdego, komu futbol kojarzy się z piciem, wyciem i łamaniem kości. Radość i duma z tego, co udało się nam na Euro zbudować, będą nieporównanie większe, kiedy nie staną się obowiązkowe. Bo radość z przymusem rzadko idą w parze. Tak jak demokracja z socjalizmem. 

Dziennikarz pisze we "Wprost", że:

Mam też wrażenie, że jakiejś części tej dumy rząd pozbawił się na własne życzenie. Rzucanie nierealnych terminów oddania kolejnych inwestycji, a potem trzymanie się ich z uporem, jak pijak płotu, sprawiło, że spora część energii idzie teraz na tłumaczenie, dlaczego się nie udało. Rząd padł ofiarą własnych obietnic i dzisiaj zamiast pękać z dumy po oddaniu setek kilometrów dróg i autostrad, tłumaczy się z niegotowego kawałka A2. Było nie gadać tyle, panowie, tylko pilnować, żeby nas nie rolowali Chińczycy albo firma na kilometr śmierdząca bankructwem. 

I dodaje:

Nie sposób też pominąć nieocenionej roli złotoustego ministra Grabarczyka, który dziś, komfortowo schowany w fotelu wicemarszałka, musi mieć niewąską radość z obserwacji karkołomnych figur retorycznych, za których pomocą jego następca tłumaczy się, dlaczego to i owo nie wyszło. Dzień, w którym Grabarczyk wypnie pierś do orderów, będzie zresztą dniem, kiedy ostatecznie się przekonamy, że słowo „konsekwencje" w polityce nie istnieje.

Zdaniem szefa "Faktów" TVN istnieje niezaprzeczalny dowód na istnienie potężnego futbolowego zakonu:

Pół biedy, kiedy zakon oddaje się swoim tajemnym obrządkom i wrzeszcząc „spalony!” albo „sędzia debil!”, odprawia swoje czary. Gorzej, kiedy z inkwizycyjnym zapałem rusza do piłkarskiej ewangelizacji. Wtedy na stosie może wylądować każdy, kto tylko wyda się innowiercą. 

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Reklama
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Publicystyka
Dariusz Lasocki: 10 powodów, dla których wstyd mi za te wybory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama