Jako historyk i jako obywatel oceniam to jako głupie gadanie. Dziś łatwo siedzieć na kanapie i rzucać takie kawiarniane "mądrości". Decyzja o wybuchu była oczywiście niedobra. Z dzisiejszego punktu widzenia, choć również wtedy można było się domyślać. Należałoby zapytać, czy powstanie i tak nie było mniejszym złem? (...) Kiedy słyszę różnych mędrków oskarżających dowództwo AK o rozpoczęcie beznadziejnej walki, odwróciłbym pytanie. Dlaczego mieli nie rozpoczynać walki? Taka intelektualna "łatwizna" jest możliwa, gdy nie rozumie się kontekstu, w którym powstanie wybuchło. Wszystkich okoliczności i dylematów.

Roszkowski obala mity:

Na ile w 1944 roku alianci mogli bądź powinni wierzyć Sowietom w wojnie z Niemcami. Dziś z perspektywy 60 lat łatwo przekreślać takie rzeczy lekkim stwierdzeniem. Przy okazji budując mity. Choćby ten, że gdyby powstanie nie wybuchło, ta wspaniała młodzież z AK przeżyłaby i działała dla kraju. Sami komuniści, którzy to opowiadali, wiedzieli, że żołnierze AK byliby straceni, bo wywiezieni na Wschód przez Sowietów. Jeszcze przed wybuchem powstania trafiło tam 40 tysięcy AK-owców! Ludność cywilna może ucierpiałaby mniej, ale skąd niby to wiemy? A Festung Breslau?

To porównanie nigdy nie będzie dokładne, ale tam Niemcy nie liczyli się nawet z rodakami. Podczas ewakuacji zginęło ok. 90 tysięcy ludzi! Dlaczego mieliby się liczyć z warszawiakami z Festung Warschau? Może straty byłyby mniejsze, ale w krytyce powstania to wygodnie się pomija.