Warto zatem przypomnieć, że liderowi Prawa i Sprawiedliwości z racji podobieństwa do brata bliźniaka przyznano ochronę BOR, gdy tylko ś.p. Lech Kaczyński objął urząd prezydenta Rzeczpospolitej (ochrona prezydenta i premiera wraz z rodzinami jest jego niezbywalnym, ustawowym, obowiązkiem). Jednak – jeszcze przed katastrofą smoleńską Grzegorz Schetyna, ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji, któremu podlega osławiony szef BOR generał Marian Janicki uznał, że nie ma potrzeby by chronić brata prezydenta. I ochronę zdjął zupełnie dosłownie. To była przyczyna dla której PiS sięgnął po prywatną ochronę.
I przypomnijmy jeszcze jedno. Po wydarzeniach opisywanych przez Sakiewicza, gdy morderca Ryszard Cyba, mówił wprost, że chciał zabić właśnie Jarosława Kaczyńskiego – odezwał się prominentny poseł Platformy Obywatelskiej, wówczas wyniesiony przezeń do godności wicemarszałka Sejmu, który twierdził, że i jego miał zamordować Cyba. Temu co mówił kłam zadała… jego własna dyrektor biura poselskiego. Wówczas to – właśnie po dokonaniu zbrodni przez Cybę – MSWiA i BOR się obudziło i zaproponowało przyznanie uprzednio zdjętej ochrony zarówno Jarosławowi Kaczyńskiemu, jak i… Stefanowi Niesiołowskiemu.
Last but not least – standardem w cywilizowanym świecie jest państwowa ochrona liderów opozycji. Począwszy od USA – tam, gdy tylko jawnie rywalizujący z urzędującym prezydentem otrzyma partyjną nominację, jego ochronę przejmuje Secret Service. Amerykanie dbają o zdrowie i życie lidera opozycji, tak samo jak o urzędującego prezydenta. Bo państwo potrzebuje ich obu.
U nas tego się nie dostrzega. Rola BOR jest interpretowana wprost z nazwy. Biuro Ochrony Rządu. Tak, właśnie – rządu. I tylko jego. A „borowik” jest przecież atrybutem pozycji, przynależności do jej wewnętrznego kręgu, stopień wyżej niż rządowa limuzyna. Zresztą nie bez kozery niezatapialnym szefem BOR nominowanym przez PO jest były kierowca kiszczakowskiego MSW PRL, który woził Lecha Wałęsę, by potem dostać we władanie park samochodowy BOR.
I nim koledzy po piórze z „Newsweek Polska” rzucą się by przykleić mi łatkę, że przypominając niewygodne dla władzy fakty z jej najnowszej przeszłości, staję się publicystą (jedno-)partyjnym, ba, wręcz działaczem opozycyjnym – to zastrzegę, że napisałbym, dokładnie to samo, gdy szyldy partyjne były odwrotne. Lecz są jakie są. I żadne krzykliwe tabliodowe tytuły tego nie zmienią.
Dla jasności napiszę także, że dobrze pieniądze podatnika wydawane są od dziesiątek lat na ochronę gen. Wojciecha Jaruzelskiego (tych kosztów redakcja Tomasza Lisa jakoś nie podlicza). Bowiem pierwszy prezydent III Rzeczpospolitej powinien być chroniony przed ciosem, który otrzymał był w latach 90. (sprawcę pociągnięto do odpowiedzialności). A komunistycznemu dyktatorowi wojskowej junty należy się wyrok w imieniu Rzeczpospolitej a nie nimb męczennika.