W przeciwieństwie do wielu komentatorów życia publicznego, którzy ubolewają nad ciągle ujawnianymi podsłuchami, nagraniami i "taśmami prawdy" , musze przyznać, że mi zawsze takie niespodzianki sprawiają dużo frajdy. W końcu rzadko mamy okazje zajrzeć za kurtynę polityki i zobaczyć jak się robi tę kiełbasę. Szczególnie, że potwierdzają ona nasze najgorsze przypuszczenia. Tak też było w przypadku nagrania ze spotkania premiera z partyjnymi działaczami na Dolnym Śląsku upublicznionego przez "Newsweek".
Niestety, trochę inaczej niż w przypadku innych nagrań, nie wzbudziło ono wielkiego poruszenia. Dziś sprawę zbagatelizował na przykład prezydencki doradca Tomasz Nałęcz, który wyjaśnił, że przecież "wszyscy tak robią"
Dziś cały chór partyjnych obłudników atakuje premiera za te słowa, ale przecież to proza partyjnego życia. Kogo oni atakują, z kogo się śmieją? W ich środowiskach rozlega się dokładnie takim sam chór. To jest ułomnością życia politycznego w Polsce. (...)Donald Tusk zrobił to, co zrobiłby każdy inny lider w tej sytuacji.
- powiedział w radiowej "Trójce". Wyjaśnił też, że premier partyjniacki zapał tylko udawał, by zadowolić swoich działaczy. Tak naprawdę bowiem takie niskie pobudki kłócą się z jego naturą.
Zobaczył taką partyjną zapiekłość, ale jak go znam, wcale nie przypadła mu do gustu. Moim zdaniem wybrał najprostsze rozwiązanie – sfora głodnych wilków domaga się ofiary, to stworzył wrażenie, że dostaną.