Zanim zaroi się od serdecznych gratulacji i dobrych życzeń od wiernych rzesz czytelników „Rzepy", chciałbym naprzód sam sobie przypomnieć, o czym to ja pisałem? O czym można pisać STO razy?
Dzięki Bogu (i panu Chrabocie) redakcja dba o pamięć swoich autorów. Klikamy po prostu w personalia SR umieszczone jako tzw. tag pod każdym tekstem, i wtedy rozwija się archiwalna podlinkowana lista tej mojej wybitnej intelektualnej twórczości. Proszę bardzo, do wyboru do koloru (przykłady):
Pan prezydent Tusk. Lem czyli Lemoniada. ABW i Rakowiecka. Tragedia malezyjskiego Boeinga. Polityczny savoir-vivre. Drobna zmiana ustroju (wrzesień). Minister z ręką w kieszeni. Moderatorzy jak mordercy. Bura Kura. Pochwała socjalizmu. O miłości. Polska – Szkocja 4:1. Trzy telewizyjne chamstwa. Inteligencja Żydów. Nasza bomba atomowa. Koszta pogrzebu (październik). Serce, mózg i inne podroby. Pasztet Sztrasburski. Esbeckie metody. HG-W w pierwszej turze. Zresetujmy się! Kto łże jak pies? Sfałszowane wybory. Ostatnie namaszczenie. Skrócić parlamentarzystów (listopad). Dyby, pręgierz, chłosta. Kara śmierci. Kiszczak w Gdańsku. USA na Mazurach. 3:2 dla stanu wojennego. Niekrwawy Kociołek. Kometa ukraińsko-rosyjska. Przepis na grzybówkę wigilijną. 2 + 2 = 5. Choinka u św. Mikołaja. Cierpienie zwierząt. Belweder 2015 (grudzień). Ufff...
Z tej doraźnej retrospekcji wynika, że monotematyczny raczej nie jestem, i to mnie cieszy – jako zwolennika pluralizmu w ogóle, a urodzonego besserwissera w szczególności. Czytelnicy zechcą też zauważyć, że streściłem tylko próbkę tytułów, i tylko z okresu wrzesień-grudzień, a przecież korzystam z gościnności „Rzepy" już od maja 2014. Najbardziej ciekaw jestem, jak ocenia te moje umysłowe wysiłki szefostwo – no, ale konkretne indywidualne dane statystyczne (liczba wejść, liczba kliknięć, korelacje, etc.) oraz „wewnętrzne recenzje" są w redakcji strzeżone chyba bardziej niż źródłowe kody firmy, która swą siedzibę ma w miejscowości Redmont w stanie Waszyngton (wpisz w google). Gdybyż jeszcze pan Nadredaktor płacił choć 1/10 tego, co pan Gates...
Ale, ale! Mam finansową propozycję dla P.T. Czytelników. Jak wiadomo, każdemu blogowemu wpisowi (felietonowi) towarzyszą miłe czytelnicze komentarze – zawsze wnikliwe i życzliwe, czasem ostro krytyczne, więc tym bardziej bezcenne. Sto kawałków razy, powiedzmy, dwadzieścia komentarzy, to są dwa tysiące rozmaitych uwag, nadesłanych przez grube dziesiątki (setki?) rozmaitych niezależnych anonimowych internautów. To bardzo reprezentatywna próbka. Otóż sam nie mam czasu tego sprawdzić, lecz chętnie dam stówę (przyrzeczenie publiczne w rozumieniu kodeksu cywilnego!) za sporządzenie prostej statystki: jak przestawia się „pierwsza dziesiątka" moich najtroskliwszych czytelników (= najczęstszych komentatorów)? Jeśli, oczywiście, ktoś się wyróżnia na tym tle.