Odważne publiczne wystąpienia działaczy HFPC w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia (zwłaszcza stan wojenny) miały wtedy swą bezcenną wagę i rangę. Nikt im nie zabierze chwalebnych starań i wysiłków w walce z pezetpeerowskim monopolem i sowiecką dominacją. Pierwszy to zaświadczę!
Lecz dzisiaj?
Dlaczego dzisiaj, ćwierć wieku po odzyskaniu przez Polskę wolności i niepodległości, samotna opinia jednego lub nawet dwóch dyżurnych aktywistów HFPC, słuszna czy niesłuszna, w jakiejkolwiek sprawie, miałaby być ważniejsza od czyjejkolwiek innej opinii – nie mam bladego pojęcia. A jednak prasa, radio i telewizja od lewej do prawej stale eksponują dzisiejszą Helsińską Fundację Praw Człowieka jakby to był nieomylny głos papieża w kwestiach wiary i moralności, a my żylibyśmy wciąż w ruskiej albo monopartyjnej niewoli. Dlaczego media to robią?
Takie felietonowe pytanie zadałem niedawno na blogu, ale doczekałem się tylko jednej odpowiedzi. Anonimowy internauta o nicku „chehłacz" zajrzał mianowicie na stronę HFPC, przejrzał listę członków Fundacji oraz jej Zarządu, i tę swoją wizytę skwitował stwierdzeniem, że organizacją zawiadują ludzie światli i mądrzy, więc im się posłuch należy... Dopiero wtedy zaciekawiłem się konkretami, bo przecież światli i mądrzy są nad Wisłą absolutnie wszyscy, a światlejsi i mądrzejsi – tylko niektórzy.
Konkrety można samodzielnie sprawdzić, wchodząc na tę samą co rzeczony internauta helsińską stronę www. Wszystko jest jawne. Cele i założenia szczytne. Członkowie Fundacji, to zamknięta grupa trzynastu osób. Sześcioro z nich wchodzi w skład Rady HFPC, Rada zaś powołuje pięcioosobowy (dziś) Zarząd. Czy coś jest w tym złego lub choćby niestosownego? Nic. Każdy może sobie założyć taką fundację, jaką chce, byleby działał zgodnie z polskim prawem. HFPC pod tym względem zdaje się wyglądać jak przysłowiowa żona cezara.