„Livry ( Wielki Wtorek ) 24 marca 1671 Jestem tu, mój skarbie, od trzech godzin. Wyjechałam z Paryża z księżulem, Heleną, Herbertem i Marfizką, aby do Wielkiego Czwartku pobyć z dala od ludzi i zgiełku. Chcę być całkiem sama, urządzić sobie małą pustelnię, modlić się i dumać nad różnymi sprawami. Chcę się wypościć, a to z różnych powodów, nachodzić się za wszystkie czasy przesiedziane w pokoju, a przede wszystkim wynudzić się Bogu na chwalę. (...)
(Wielki Czwartek ) 25 marca 1671 ( ... ) całkowita samotność, cisza, żałobne nabożeństwo, żałobne śpiewanie, jutrznia nocna ( nigdy nie byłam w Livry w Wielkim Tygodniu ) ścisły post i w ogrodzie tak pięknie, że byś się zachwyciła. Wszystko to chwytało mnie za serce."
- w Wielki Tydzień wspominam także Panią de Sevigne, jedną z tych osób, które choć minęły przed wiekami, są mi bliskie. W Carnavalet - Muzeum Historii Paryża - leży w gablocie strzęp jej sukni w roli bezcennej, jedynej po niej, materialnej pamiątki. Z grobem tej wielkiej damy na dworze Ludwika XIV, a także z jej całą, fizyczną doczesnością, w równie dziki sposób jak z żyjącymi i zmarłymi ludźmi starej elity, rozprawiła się sto lat po jej śmierci Wielka Rewolucja. Obecnie listy Madame de Sevigne należą do francuskiego kanonu kultury. Większość z tych, które przetrwały, odkryto po dziesiątkach lat przypadkiem, w meblach stojących pod gołym niebem w handlu starzyzną. Ukazują one podszewkę życia dworu, który wyniósł Francję na szczyt cywilizacji białego człowieka. Ich autorka jest osobą bystrą, dowcipną, nieco złośliwą, świetnie poinformowaną. Ta wysokiej kultury sawantka i elegantka żyła wśród najsławniejszych postaci epoki. Orientowała się w szczegółach każdego dnia dworu Króla Słońce. Niezwykła, codzienna przyjaźń łączyła ją z filozofem i pisarzem La Rochefoucauld. Listy de Sevigne pełne subtelnych anegdot, pysznych opisów i refleksji wydano u nas dawno i w żałośnie krótkim wyborze, ale i tak jest czym się delektować.
Jak symboliczna resztka sukni Madame de Sevigne, tak przedrewolucyjny dorobek Francji ocalały z barbarzyńskiego dzieła spustoszenia Wielkiej Rewolucji Francuskiej stanowi cenny legat historii. Luwr i mury francuskich katedr, kościołów, pałaców i zamków, architektura, malarstwo, rzeźba, tragedia, komedia, opera i balet Francji czasów przedrewolucyjnych, to diamenty kultury białego człowieka. Polski ksiądz Jerzy Skotnicki – proboszcz pięciu francuskich parafii - opowiada: „W mojej pierwszej parafii był kościół z IX wieku, konsekrowany w 910 r., kiedy Polska nie była jeszcze ochrzczona! W Vivonne kościół jest z XI wieku, a podczas prowadzonych tam prac remontowych wydobyto sarkofagi z V wieku. We Francji można zobaczyć korzenie Kościoła". ( Wywiad ks. Ireneusza Skubisia, „Niedziela:, nr 35/2011 ).
I pani de Sevigne była wnuczką francuskiej świętej Chantal. Niestety, rewolucyjne dzieło zniszczenia gnębi Francję po dziś dzień, dlatego na zwodnicze hasło „Liberte Egalite Fraternite" wyryte na froncie każdego merostwa na cześć tej pierwszej masakry elit mój organizm reaguje odrazą. Identycznie, jak na widok czerwonych gwiazd z betonowych obelisków. Tym bardziej w słodkiej ojczyźnie rycerza Rolanda, Heloizy i Abelarda, Joanny d, Arc, świętej Tereski z Lisieux, Bernadety Soubirous. Odczuwam współczucie dla Francuzów i dla świata, gdyż sądzę, że bez rewolucyjnych mordów ludzkości żyłoby się piękniej i lepiej, a wolności, równości, ani braterstwa narodów jak nie było, tak dotąd nie ma.