Niezwykłą laurkę odchodzącemu szefowi ABW namalował Wojciech "Cyngiel" Czuchnowski. Dziennikarz zgodził się z premierem (a to niespodzianka!), że był gen. Bondaryk był świetnym szefem ABW, bo "uspokoił służby" i do przywrócił je do "normalnej pracy". Dowód?
W tym czasie ABW ani razu nie była używana do propagandowo-politycznych akcji. W tym czasie ABW ani razu nie była używana do propagandowo-politycznych akcji. Bondaryk nie przeprowadził też zwyczajowych czystek personalnych. Powoli wśród funkcjonariuszy przestało się liczyć, kto jest z jakiego "układu".
- pisze,mam nadzieję, że z trudem zachowując powagę Czuchnowski. Ciekawa to deklaracja i musiała wzbudzić zdziwienie niektórych osób nawet na Czerskiej.
Normalną i apolityczną pracą nazywał bowiem Czuchnowski bezprawne działania ABW w sprawie krytycznego wobec rządu dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego (sędzia stwierdził wówczas, że ABW "w tej sprawie zachowywała się jak służby w niektórych państwach za naszą wschodnią granicą"). Normalny był gigantyczny rozrost podsłuchów i wniosków o billingi, czyniący Polskę inwigilatorem nr 1 w Unii Europejskiej. Zupełnie niepolityczna była też zapewne sprawa "Antykomora" i wjazdu antyterrorystów do jego mieszkania o 5. rano. Nie była propagandowym działaniem w końcu szopka z Brunonem K. Z twierdzeniem Czuchnowskiego nie miał zapewne nic wspólnego fakt - co więcej, potwierdza to tylko apolityczność służby - że dziennikarz ów wielokrotnie w swoich tekstach bazował na dokumentach ABW, do których (w jakiś sposób) dotarł.
Bondaryk to był jednak fajny szef. Dlatego musiał odejść.