Nie bez echa - szczególnie w lewicowo-liberalnych kręgach - przeszły "newsy" ("Rzeczpospolita" pisała o tym już rok temu) Gazety Wyborczej o radach, jakich udziela były prezydent naszego kraju Janowi Kulczykowi i dyktatorowi z Kazachstanu Nursułtanowi Nazarbajewowi. Nie wszyscy są w stanie się pogodzić z wystąpieniem przeciwko idolowi III RP. Oburzenia nie kryje znany publicysta Jacek Żakowski:
Zdaniem Ryszarda Kalisza Aleksander Kwaśniewski nie jest dotknięty piętnującym go serialem Agaty Nowakowskiej i Dominiki Wielowieyskiej. Ja jestem. Nie dlatego, żebym był związany z Kwaśniewskim, ale dlatego, że jestem związany z "Gazetą". Uważam ją za ważną instytucję polskiej demokracji. To się sprawdziło, gdy przed IV RP trzeba było bronić ludzi obrzucanych błotem wydumanych lub rozdmuchanych win, domysłów, insynuacji i zarzutów robionych z zasług lub naturalnych i powszechnych zachowań. Dlatego te teksty [o pracy Kwaśniewskiego] tak mnie dotykają.
- wyznaje. I dowodzi, że były prezydent doradzając miliarderom i dyktatorom nie robi niczego złego.
Doradzanie rządom i firmom jest zajęciem w demokratycznym świecie powszechnym wśród polityków niepełniących publicznych funkcji. Wielu szanowanych Polaków doradza lub doradzało w krajach postsowieckich, arabskich (przed rewolucjami) i dalekowschodnich będących z demokracją na bakier. Powinniśmy być dumni, że dorobiliśmy się grupy polityków, od których inni chcą się uczyć modernizacji i transformacji.
A że robi to za pieniądze? Z czegoś żyć przecież musi: