Do konsekwencji posłanki Pomaski w budowaniu wizerunku medialnego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Tym razem w wywiadzie udzielonym "SE" działaczka PO skarży się na obciążenia w polityce wynikające z urody i płci.
Nie byłam zwolenniczką parytetów. Obecność w polityce powinni weryfikować wyborcy, a nie płeć. I tendencje, o których pan mówi, są obecne, ale to się zmienia. Każda z nas pracuje na siebie i można jednak z tym wygrać. Warto walczyć o to, żeby nie być paprotką. (...) W ten sposób patrzą media, ale nie ma w tym niczego zdrożnego. Może na początku był to jakiś problem, ale można to przełamać. Na dłuższą metę uroda nie ma znaczenia.
Oczywiście Agnieszka Pomaska dzielnie walczy o prawa kobiet w PO, czasem nawet skarci samego premiera Tuska za "seksistowskie" wypowiedzi.
Zapewniam, że każda pani, która pozna premiera Tuska, staje się jego sympatykiem. (...) Wypomniałam, ale to wynikało nie z seksizmu, ale dość długiej znajomości z premierem. Jak widać, nie było problemu z tym, żeby tupnąć nogą i postawić na swoim.
Zastanawiamy się, czy przypadkiem posłanka Pomaska nie zdradziła konkurencji sposobu na premiera. Może wystarczy kilka kobiet, które tupną nogami, a z "wilczego wzroku" Donalda Tuska pozostanie tylko wspomnienie. No cóż, nie od dziś wiadomo, że kobiety w polityce łagodzą obyczaje. Ale żeby nawet Tuska?